święci
Podczas kanonizacji bł. Kingi w Starym Sączu 16 czerwca 1999 roku Ojciec Święty Jan Paweł II mówił: „Gdy dziś pytamy, jak uczyć się świętości i jak ją realizować, św. Kinga zdaje się odpowiadać: trzeba troszczyć się o sprawy Pana na tym świecie. Ona daje świadectwo, że wypełnianie tego zadania polega na nieustannym staraniu o zachowanie harmonii pomiędzy wyznawaną wiarą a „własnym życiem”.
Kinga, czyli Kunegunda urodziła się 5 marca 1234 roku w Esztergom jako córka króla węgierskiego Beli IV i Marii z rodu Laskarisów. O latach jej młodości nie wiemy nic, znając jednak ówczesny dwór węgierski, możemy sądzić, że otrzymała pełne i wszechstronne jak na owe czasy wykształcenie i głęboko religijne wychowanie. W wieku pięciu lat została zaręczona z księciem sandomierskim Bolesławem, a następnie powierzona matce Bolesława, Grzymisławie, która zabrała ją na dwór sandomierski. Zaślubiny pary książęcej miały miejsce w roku 1247. Uroczystości weselne odbyły się z wielką pompą i paradą, a obecni wielmoże polscy nie mogli się nachwalić urody i świetnego obejścia księżniczki węgierskiej. Małżeństwo Bolesława z Kingą było bezpotomne. Młoda księżna poprosiła swojego małżonka, aby trwali w czystości, i do śmierci pozostała dziewicą. Jan Długosz w Żywocie błogosławionej Kingi – biografii opartej na wcześniejszych opracowaniach – opatruje postępowanie Kingi następującym komentarzem: „(...) stała się ofiarą niepodobnego do wiary męczeństwa, dwojakie znosząc umartwienia, własnego ciała i męża (...), strzegąc bowiem jak najtroskliwiej czystości panieńskiej, wszędy, gdziekolwiek się obróciła, w sercu i w duszy własnej napotykała przeciwnika, z którym ustawiczną podejmować musiała walkę i wojować bez przerwy, nie mając spoczynku ni w wieczór, ni w nocy, ni to o świcie (...), lecz codziennie i w każdej chwili płomiennymi gorejąc podpały, jak złoto w ogniu oczyszczone stawała się coraz czystsza i świętsza. Pomyśl, co to była za praca i trudy”. Współczesnemu człowiekowi owo postanowienie zachowania czystości może wydawać się dziwne, ale takie postępowanie było zgodne z duchem epoki – stanowiło próbę i demonstrację zwycięskiej woli nad pokusami cielesnymi.
Bóg obdarzył Kingę darami, dzięki którym stała się duchową matką narodu polskiego.
Bolesławowi Wstydliwemu przyszło sprawować rządy w okresie największej w dziejach ekspansji Mongołów, których w Europie nazywano Tatarami. Sytuacja księstwa krakowsko-sandomierskiego była bardzo trudna, kraj zniszczony licznymi najazdami i rozdzierany wewnętrznymi sporami o władzę wymagał odbudowy. Kinga, przekonana że powinna wspierać męża w sprawowaniu władzy, przeznaczyła część swojego ogromnego posagu na podniesienie księstwa z ruin. Wielokrotnie zabiegała o zgodę między zwaśnionymi książętami i o przywrócenie pokoju. Jako księżna poświęciła się opiece nad chorymi, dziełu niesienia pomocy potrzebującym, szerzeniu sprawiedliwości społecznej i umacnianiu życia sakramentalnego w rodzinach. Ze szczególną troską opiekowała się ubogimi kobietami, które spodziewały się dziecka, i z własnej szkatuły łożyła na ich potrzeby.
Uderzającym rysem Kingi jest wielka pewność siebie. Jest to pewność wielkiej pani, przyzwyczajonej, że rozkazy jej są spełniane, oddanej słusznym celom, a zarazem wielkiej świętej całkowicie ufającej Bogu i nie zważającej na względy czysto ludzkie. Z niezwykłym oddaniem realizowała przykazanie miłości bliźniego nawet wobec najbardziej upośledzonych i budzących powszechną odrazę – trędowatych. Pewnego razu, gdy Kinga w towarzystwie dworek odbywała podroż z Nowego Korczyna do Pacanowa, na drodze pojawił się nagle trędowaty, cały okryty ranami, brudny i odrażający. Zgroza i przerażenie ogarnęły dworzan, lecz Kinga kazała zatrzymać powóz i własnoręcznie pomogła trędowatemu wsiąść do niego, nie zważając na oburzenie współtowarzyszek. Innym razem, gdy wybrała się odwiedzić szpital w Sandomierzu, opadła ją sfora psów, które usiłowały przeszkodzić zbożnemu zamiarowi. Kinga, nie okazując lęku, zrobiła znak krzyża, rzuciła na szalejącą sforę swój płaszcz i bezpiecznie weszła wraz z towarzyszkami do leprozorium.
Kinga z ogromnym zaangażowaniem dbała o rozwój całego regionu. Była bardzo hojna – obdarowywała kościoły, fundowała klasztory i przytułki dla ludzi starych i chorych. W ten sposób cały swój posag oddała na potrzeby księstwa, nad którym przyszło jej panować. Istnieje legenda, że za jej przyczyną odkryto w Polsce olbrzymie pokłady soli w Bochni, co stanowiło źródło bogactwa dla książęcego skarbu. W roku 1247 Kinga wybrała się w odwiedziny do rodziców. Król Bela obwoził ją po ziemi rodzinnej. W Marmarósz zeszli do kopalni soli. Kinga miała poprosić ojca, żeby jej podarował jeden szyb. Bela spełnił jej życzenie, a córka na znak objęcia szybu w posiadanie rzuciła do niego swój pierścień. Wracając do Polski zabrała górników, którzy mieli pracować nad wydobyciem soli w księstwie krakowskim. W Wieliczce znajdowała się wówczas zarówno sól warzelniana, jak i kamienna, lecz ogólnie soli było zbyt mało na potrzeby krajowe, dlatego książęta czynili poszukiwania nowych pokładów. Dopiero około 1251 roku górnicy – być może węgierscy – dokopali się do soli kamiennej i to w olbrzymiej ilości. Górnik, który przybył do Krakowa z tą wiadomością, miał przynieść złoty pierścień, wrzucony kiedyś przez Kingę do szybu w Marmarósz, a teraz cudownym sposobem odnaleziony w Bochni. Tak więc do sum posagowych, które Kinga hojną ręką wydała na potrzeby państwa, teraz przybywały żupy solne.
W roku 1271 książęca para złożyła oficjalnie ślub czystości. Nastąpiło to w kościele Franciszkanów podczas uroczystej Mszy śpiewanej. Ponadto księżna złożyła potrójne ślubowanie trzeciego zakonu i odtąd chodziła w szarej mniszej cuculli przewiązanej sznurem.
Książę Bolesław zmarł w 1279 roku. Po jego śmierci Kinga opuściła Kraków i zamieszkała w Starym Sączu, stolicy ziemi sądeckiej, którą Bolesław nadał jej na własność w podzięce za zasługi oddane księstwu. Zakładała tam nowe osady, organizowała parafie, budowała kościoły i zaopatrywała je w potrzebne sprzęty. Jednak szczególną troską otoczyła budowę świątyni i klasztoru przeznaczonego dla wspólnoty klarysek, które sprowadziła ze Skały koło Krakowa w 1281 roku. To właśnie w tym klasztorze, w 1288 roku, wyrzekłszy się władzy i wszelkich dostojeństw, wstąpiła do nowicjatu, a rok później złożyła profesję zakonną. Zachowując przykładnie śluby zakonne i surową regułę, pokornie usługiwała wszystkim współsiostrom.
Kinga szczególnie umiłowała modlitwę i piękno liturgii. Nie ulega wątpliwości, że została obdarzona niezwykłym darem kontemplacji. Pewnego dnia jeden z braci franciszkanów, sprawujący posługę w klasztorze, zobaczył przypadkiem księżnę modlącą się przed ołtarzem i promieniującą wielką jasnością. Innym razem pogrążyła się w modlitwie tak głęboko, że nie spostrzegła, iż jej habit zaczął się tlić od jednej ze świec stojących przy ołtarzu. Nie wiadomo, co by się stało, gdyby do kościoła nie weszła jedna z sióstr i nie ugasiła ognia. Jak się później okazało, Kinga miała oparzenia na szyi, lecz prosiła, aby o tym nikomu nie mówić. Owa siostra zastosowała się do jej życzenia i ujawniła ten fakt dopiero po śmierci Kingi.
Kinga umarła w opinii świętości 24 lipca 1292 roku. Zbliżanie się śmierci przeczuła – kazała bić w dzwony i przywołać do siebie wszystkie siostry i braci, którzy przy klasztorze pełnili jakieś funkcje. Po przyjęciu Komunii św. pożegnała się z siostrami i po raz ostatni dawała im rady: „Miłosierdzie, politowanie i miłość ku sobie i ku innym zachowajcie (...), powstrzymajcie język nie tylko od obmowy wszelkiej, ale też od każdego próżnego, lekkiego niepożytecznego słowa (...), w utrapieniach, ucisku, kłopotach i frasunkach bądźcie cierpliwi”. Potem kazała siostrze Anastazji przeczytać ustęp z Ewangelii św. Jana opisujący, jak Chrystus żegnał się z uczniami. Ostatnie jej słowa brzmiały: „Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego”. Została pochowana w kaplicy ufundowanego przez siebie klasztoru.
Kinga całym swoim życiem dawała świadectwo wiary. Jako księżna otaczana zaszczytami i splendorem potrafiła zachować głęboką pokorę. Z niezachwianą ufnością w Boga i przekonaniem o słuszności swojego postępowania oddała się posłudze innym, nie zważając na względy otoczenia. Ceniła dzieła sztuki, popierała rozwój muzyki i śpiewu, kochała mowę polską i była wrażliwa na piękno przyrody. Stała się wielką orędowniczką kultury polskiej, choć przecież sama Polką nie była. Poświęciła cały swój majątek, czas i umiejętności narodowi, nad którym panowała. Dbając o materialny i kulturalny rozwój ziemi krakowskiej, dostrzegała jednocześnie potrzeby zwykłych ludzi, szczególnie tych najsłabszych i pokrzywdzonych. Dlatego tuż po jej śmierci zaczął się rozwijać kult, którym otaczano jej osobę. Został on zatwierdzony przez papieża Aleksandra VII, który 11 czerwca 1690 roku wyniósł Kingę do chwały błogosławionych.
Wkrótce po beatyfikacji podjęto myśl o przeprowadzeniu procesu kanonizacyjnego, lecz liczne przeszkody sprawiły, że dopiero 300 lat później Ojciec Święty Jan Paweł II podczas pielgrzymki do ojczyzny ogłosił Kingę świętą. W wygłoszonej wówczas homilii wzywał: „Święci nie przemijają (...). Nie lękajcie się być świętymi. Uczyńcie kończący się wiek i nowe tysiąclecie erą ludzi świętych”. Czego my możemy nauczyć się od tej świętej, wydawałoby się tak odległej? Pamiętajmy, że Kinga, księżna pełniąca wielkie dzieła, żyjąca w odległej i tak odmiennej epoce, była jednocześnie zwykłym i prawdziwym człowiekiem. Walcząc z własną słabością, czasami z lękiem, wątpliwościami i niezrozumieniem otoczenia, w całym życiu kierowała się słowami św. Jakuba Apostoła: Tak jak ciało bez ducha jest martwe, tak też jest martwa wiara bez uczynków (Jk 2,26).