święci
W wieku dwóch lat mówiła: „Jakże bym chciała, byś umarła, moja biedna Mamusiu! To dlatego, abyś poszła do nieba, sama przecież mówisz, że trzeba umrzeć, aby tam pójść". Również ukochanemu ojcu życzyła śmierci, gdy odczuwała przypływ miłości.
Życie Teresy od Dzieciątka Jezus było jednym wielkim pasmem ogołoceń z wielu niezbędnych człowiekowi oparć (np. matka Teresy umarła, gdy dziewczynka miała kilka lat, później opuściły ją cztery siostry wstępujące do zakonu). W zaciszu karmelitańskiego klasztoru Teresa odkryła, że ludzka nędza jest czymś, co najbardziej zachwyca serce Boga: „Nie lękaj się, im bardziej będziesz biednym, tym więcej będzie cię miłował Jezus (...). Pójdzie daleko, bardzo daleko, by cię szukać, gdybyś przypadkowo zabłądził (...). Gdybym popełniła wszystkie możliwe zbrodnie, miałabym zawsze tę samą ufność; czuję, że całe to mnóstwo grzechów byłoby jakby jedna kropla wody rzucona w gorejące ognisko..."
Na czym polega mała droga Doktora Kościoła, św. Teresy z Lisieux? Czym się różni od klasycznej, wielkiej drogi dwóch innych Doktorów Kościoła, Jana od Krzyża i Teresy od Jezusa - fundatorów duchowości karmelitańskiej?
Z jednej strony mała droga, jak się wydaje, jest ustępstwem ze strony Boga na rzecz tych dusz, które powierzą Mu się jak dzieci, a z drugiej nie mogłaby istnieć, gdyby nie ta wielka droga, po której szybują „orły", próbując na niebo zapracować. Obie potrzebują siebie, tak jak łaska - prawa.
Po czym poznać człowieka, który jednoczy się z Panem Jezusem na wielkiej drodze? Po tym, że mozolnie wdrapuje się do nieba po szczeblach drabiny doskonałości, skutecznie walczy ze słabościami, wyzbywa się przywiązań, eliminuje wady, zdobywa cnoty, stając się z dnia na dzień coraz lepszym chrześcijaninem. I w końcu dumny z siebie... stawia takie same wymagania innym. Niezadowolony jest, gdy ci inni nie radzą sobie, upadając raz po raz, nie mając śmiałości nawet spojrzeć w kierunku ołtarza.
Tę wielką drogę opisał św. Jan od Krzyża w mistycznych strofach. W Radach i wskazówkach twierdzi, że „nałogi dobrowolnych niedoskonałości, których się nie zwycięża, jak np.: wielomówność, drobne przywiązanie do osób, ubrania, celi, książek, jakiejś ulubionej potrawy i inne drobnostki dla zadowolenia ciekawości, słuchu i tym podobne, nie tylko że nie pozwalają dojść do zjednoczenia z Bogiem, ale i w ogóle do doskonałości". W Podstawach doskonałości wymienia zaś czternaście warunków zjednoczenia z Bogiem, pisząc m.in., że im kto więcej się oddali od rzeczy ziemskich, tym bardziej zbliży się do niebieskich, a kto umrze dla wszystkiego, znajdzie życie we wszystkim.
Teresa od Jezusa otrzymała od Boga wiedzę wlaną na ten temat: przez siedem oczyszczeń-mieszkań przechodzi dusza, nim w twierdzy wewnętrznej zjednoczy się z Bogiem w mistycznych zaślubinach (siódme mieszkanie). Po to wprowadza ją Bóg w ciemną noc zmysłów (czwarte i piąte mieszkanie) oraz ducha (szóste mieszkanie). Nawracająca się dusza (pierwsze mieszkanie) odkrywa w sobie faryzeizm, z którego musi zostać oczyszczona (drugie i trzecie mieszkanie).
Mała Tereska uznała, że jest prostsza droga zmierzająca do tego samego celu - do zjednoczenia z Bogiem. To ramiona Ojca. Niczym winda unoszą duszę na najwyższy stopień świętości, a ona nie koncentruje się na skuteczności swoich wysiłków, ale na ufności w Boże miłosierdzie. Zachwyca się nie zasługami, które są jej udziałem, ale łaską wynoszącą ją tak wysoko.
Nie znaczy to wcale, że Tereska nie robiła postanowień, wręcz przeciwnie. „Umartwiałam się raczej tym, że przełamywałam swą wolę, zawsze gotową postawić na swoim, że powstrzymywałam się od opryskliwych odpowiedzi, że nie chwaliłam się drobnymi przysługami, że siedząc, nie opierałam się plecami o krzesło itd., itd. (...). I właśnie przez te nic nie znaczące rzeczy przygotowywałam się do zaręczyn z Jezusem".
Przeczucie, że jest drożyna prostsza, nie było obce i jej duchowej matce, Teresie z Avili, która kilka wieków wcześniej, nie ukrywając swojej bezradności, pisała: „Ma doprawdy za co nieskończone dzięki czynić Bogu ta dusza, której Pan (...) daje siły odpowiednie do czynienia pokuty, zdolności, naukę i swobodę do przepowiadania słowa Bożego, do słuchania spowiedzi, do pociągania dusz do miłości i służby Bożej... Nie wie ona zaiste i nie rozumiej jak to boli wciąż otrzymywać niezliczone łaski od Pana, a nic nie móc uczynić dla służby Jego".
o co z wielkim wysiłkiem zabiegała, zostało jej dane niejako za darmo, już bez jej szczególnych starań. Właśnie obraz ramion Boga, unoszących tak „wysoko" duszę, najlepiej wyraża jej małą drogę. Była świadoma rewolucji w Kościele, jaką jest ta nowa duchowość, nowe spojrzenie na Ewangelię: „Ja postępuję zupełnie inaczej. Jeżeli nie jestem za to kochana - trudno! Mówię całą prawdę. Jeśli ktoś jej nie chce - niech nie przychodzi do mnie". Swojej siostrze Celinie doradzała jak mistrzyni nowego życia duchowego: „Złóż Panu Bogu ofiarę z tego, że nigdy nie będziesz zbierać owoców, to znaczy, że całe życie będziesz czuła wstręt do cierpienia, do upokorzenia, że będziesz widziała wszystkie owoce twych dobrych pragnień i twej dobrej woli spadające bezużytecznie na ziemię. Pan sprawi, że w chwili śmierci w mgnieniu oka na drzewie twej duszy dojrzeją piękne owoce".
Teresa z Lisieux nie musiała być oczyszczana z faryzeizmu, nie musiała tracić czasu na udowadnianie Panu Bogu, że sama sobie poradzi w drodze do świętości. Podnosiła stopę na najniższy szczebel drabiny doskonałości, a widząc znikomość rezultatów, szukała i odkryła, że jest droga jeszcze doskonalsza - droga zdania się na Miłość miłosierną. Droga dziecięcej ufności. Odkrywszy darmowość nieba, nie czekała ani chwili dłużej - oddala się tej Miłości jako żertwa ofiarna za nas, grzeszników, byśmy nie obawiali się liczyć na Boże miłosierdzie.
Ta, która nigdy nie popełniła grzechu ciężkiego, ale - jak sama mówiła - była zdolna do największych zdrad Boga i bliźniego, zasypuje ziemię darmowymi biletami do nieba - płatkami róż: największymi bólami, najcichszymi westchnieniami, drobnymi poświęceniami, smutkami i niepokojami życia oraz chwilami wielkiego szczęścia. Jakby nam mówiła: Nie martw się, bo i ze mną Pan Bóg miał kłopot, przyszłam do Niego z pustymi rękoma, a ty, choć masz je poranione grzechami, tym bardziej Mu zaufaj, miejsce, w którym zjednoczy się z twoja duszą, jest niebem! Tam mieszkają ci, którzy odkryli, że są świętymi z łaski, że jedynym uzasadnieniem ich zjednoczenia z Bogiem jest zmiłowanie Pańskie. Niebo zapełnione jest świętymi - grzesznikami pełnymi wdzięczności, na wieki wychwalającymi niezgłębione miłosierdzie Boże.
Co wspólnego ma współczesny człowiek z tą świętą zakonnicą? Ten człowiek, tak często poraniony grzechami, z przeszłością nie do naprawienia, z wiarą tak małą, że traktuje chrześcijaństwo jako jeszcze jedną (najlepszą!) metodę na udane życie rodzinne, zawodowe, społeczne...? Z Teresą może ma rzeczywiście niewiele wspólnego, ale dzięki jej odkryciu każdy wie, że jest dzieckiem bezpiecznie śpiącym w ramionach miłosiernego Ojca. Nie bez znaczenia jest fakt, że Teresa obrała za swoje zakonne imię nie tylko Dzieciątko Jezus, ale także Święte Oblicze. Mała to droga, gdzie wystarczy tylko ufać?