sanktuaria w Polsce
Miasto narodzin Jezusa leży osiem kilometrów na południe od Jerozolimy. Inaczej niż Nazaret, zostało odnotowane w Księgach Starego Testamentu, i to z nie byle jakiej okazji.
Pod koniec XI wieku p.n.e. narodził się tutaj Dawid, wielki król Izraela, i to z jego osobą związane są liczne odniesienia do dziejów miasta, przywołane na kartach obu ksiąg Samuela.
Jak wykazały sondażowe badania archeologiczne, centrum zamkniętego murami Betlejem znajdowało się na grzbiecie wzgórza, w okolicy istniejącej obecnie Bazyliki Narodzenia. Jego chwalebne początki rozwiały się w następnych stuleciach. W czasach rzymskich Betlejem spadło do roli mało znaczącej osady.
Dlaczego nie Nazaret?
Czyż nie wydaje się dziwne, że Jezus urodził się w Betlejem, a nie w Nazarecie? Przecież tam mieszkali na stałe jego rodzice. Do Nazaretu powróciła z Ain Karem brzemienna Maryja, bynajmniej nie z zamiarem chwilowego pobytu. I oto, ledwie zadomowiła się po powrocie od Elżbiety, już musiała pakować swój dobytek i wracać z Józefem do Judei.
Co zatem zaszło, że podjęto tak ryzykowną podróż przez góry, pieszo i na grzbiecie jucznego zwierzęcia, podróż przecież niebezpieczną dla kobiety w zaawansowanej ciąży?
Mateusz stwierdza krótko, że Jezus urodził się w Betlejem za panowania króla Heroda Wielkiego. Pomimo swej lakoniczności rzuca światło na inny aspekt zagadnienia. Pozwala mniemać, że Józef świadomie wybrał Betlejem na miejsce narodzin Jezusa. Mesjasz bowiem miał przyjść na świat właśnie w Betlejem, jak to zapowiadały proroctwa mesjańskie, choćby Micheasza. O tym pamiętali wszyscy światlejsi Żydzi obeznani z Pismem. Nie wiedział tego król Herod, Idumejczyk na tronie judejskim, który - przerażony wieścią o pojawieniu się potencjalnego uzurpatora - zwołał uczonych, by zasięgnąć ich opinii.
Choć był człowiekiem prostym, musiał o takiej roli Betlejem pamiętać i Józef, potomek starobiblijnego króla Dawida. Skoro przyszło mu firmować swoją osobą zawiłości planu Jahwe, czynił to już konsekwentnie, by spełnić każdy element swego powołania. Wybrał się zatem w podróż z pełną świadomością, że rozwiązanie nastąpi w Betlejem i że po dokonaniu wpisu do rejestrów rzymskich już tam pozostanie, bez sposobności powrotu do domu, do Galilei.
Maryja porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie (Łk 2,7). Przypatrzmy się sztuce chrześcijańskiej - niech to będzie malarstwo - na ile sposobów odczytano ową perykopę! Sentymentalny w tym miejscu Łukasz mógł wzbudzić jedynie sentymentalne uczucia. Malarze, a wtórowali im autorzy ckliwych kolęd, prześcigali się w interpretacji jego zapisu. Raz układali Dzieciątko w jedwabnych materiach i szalach z kolorowego płótna, innym razem na słomie lub wprost na klepisku, to znów w koszyczkach z wikliny i w drewnianych kolebkach, wreszcie w marmurowych sarkofagach. Samą zaś scenę Narodzenia umieszczali różnie: w jaskiniach i stajniach, w rozlatujących się chałupach, nawet na strychu z dziurawym dachem, jak u Tintoretta, inni w kapiących przepychem salonach, a wszystko to nie po to, by dowieść prawdy, lecz by popisać się kunsztem malarskim. A przy okazji programowo „krzywdzili" Józefa, pokazując starca, zagubionego i bezradnego wobec Tajemnicy, a nie - jak by wypadało i jak z pewnością było - przystojnego młodzieńca, który „byt człowiekiem prawym" (Mt 1,19), zdecydowanym, odważnym i świadomym wyznaczonej misji.
Nie było miejsca...
Nie wydaje się, by Łukasz chciał powiedzieć, że dla przybyszów z zewnątrz nie istniała możliwość zakwaterowania w mieście. Prędzej daje do zrozumienia, że to dla nich właśnie nie było miejsca w gospodzie, czyli w publicznym zajeździe; miejsca właściwego dla pary młodych małżonków oczekujących lada dzień dziecka. A jakie warunki zapewniała grota judejska, jakich pełno i dziś w Betlejem i okolicy? W takich grotach, chłodnych latem i ciepłych od nawozu zimą, pasterze trzymali swe owce. Często też sami w nich mieszkali, tak jak w okresie bizantyńskim chrześcijańscy mnisi uchodzący z miast na pustkowia. Zasiedlane od epoki kamiennej groty były odpowiednio wyposażone. Nawet teraz wędrowiec znajdzie w nich dawne kamienne żłoby. W ścianach były wydrążone schowki i wykute nisze na legowiska. Groty znajdowały się również w obrębie miasta. Wchodząc w skład domowego obejścia, stanowiły o zabudowie miejskiej na podobieństwo dzisiejszego Silwanu, arabskiej dzielnicy na zboczach doliny Cedronu w Jerozolimie. Podobnie musiało wyglądać biblijne Betlejem z czasów Jezusa - zbiorowisko kamiennych domostw o dwóch, trzech izbach, z grotą na zapleczu, która służyła jako stajnia, spichlerz i schowek. I taką grotę na wzgórzu mógł upatrzyć zaradny Józef.
Czy metodą archeologiczno-historyczną można orzec o autentyczności miejsca narodzenia Jezusa? Można. W świadomości pierwotnych judeochrześcijan Narodzenie posiadało zbyt wielką wagę, by mogli wymazać z pamięci dokładne miejsce tego wydarzenia. Tym bardziej że stało się to w podrzędnym mieście, które - inaczej niż Jerozolima - nie przechodziło gwałtownych zmian architektonicznych, będących następstwem burzliwych dziejów żydowskiej stolicy. Walec historii szczęśliwie omijał Betlejem.
Gdzie szukać ducha Betlejem? Gdzie przeżyć Tajemnicę tamtej nocy? Na pewno nie w mieście. Miasto jest żywym organizmem, a zatem podlega prawu zmienności w taki sposób, w jaki zmieniają się zasiedlający je ludzie. Betlejem Nocy Narodzenia zginęło pod warstwami kolejnych kultur i dziś jawi się jako jeszcze jeden obiekt pąt- nictwa i turystyki, miasto nowoczesne, aczkolwiek przesycone atmosferą Wschodu, miasto rozdzierane falą animozji między muzułmanami, żydami i chrześcijanami.
Doznań tamtego czasu należy szukać poza miastem, na okolicznych wzgórzach wolnych od zabudowy, w samotnej wędrówce po wapienno-kredowych stokach, stąpając ścieżkami wytartymi do gołej ziemi racicami owiec i kóz. Ten krajobraz nie poddał się przemiennościom czasu. Trwa taki, jakim był wtedy, przed dwoma tysiącami lat, i przed dziesięcioma, i wcześniej.
W tej samej okolicy przebywali w polu pasterze i trzymali straż nocną nad swoim stadem (Łk 2,8). Chrześcijanie, podzieleni pokrętnym biegiem historii, ten zapis Łukasza uczcili dwoma sanktuariami.
Katolicy wspominają Tajemnicę betlejemskiej nocy na stoku niskiego wzgórza, gdzie w pachnącym od sosen gaju bieleje kaplica sklepiona namiotowym dachem. Jest to nowoczesna budowla przylegająca do groty, w której w I wieku żyli nomadycz- ni pasterze. W IV stuleciu, kiedy betlejemskie wzgórza zaroiły się od pustelników, ta grota, jedna z wielu, stała się ich domem. A gdy pod koniec stulecia okolica nie mogła już ich pomieścić, wznieśli monaster, rozbudowany w wieku następnym. Zniszczyli go Persowie w 614 roku i od tego czasu wzgórze usłane jest fragmentami kolumn, blokami wapienia z pięknie rzeźbionymi motywami gałązek palm, rozet i bizantyńskich krzyży.
Prawosławni natomiast pierwsze publiczne orędzie o narodzinach Mesjasza czczą w grocie położonej niżej, na równinie u stóp wzgórza. W IV wieku również w niej mieszkali mnisi. Z czasem wydrążyli ją tak, by mogła pomieścić kościół. Otrzymał on piękną, do dziś zachowaną mozaikową posadzkę, oraz nietknięte od V wieku kolebkowe sklepienie, bodaj jedyne tak stare w całej Palestynie. Z czasem ponad grotą z podziemną świątynią zbudowano drugi kościół, większy od dolnego, z którego zachowało się całe przyziemie z planami bizantyńskich mozaik na posadzce.
Z obu tych miejsc, czczonych przez katolików i prawosławnych, roztacza się rozległy widok na wzgórze szczelnie pokryte domostwami Betlejem, nad którymi góruje ciężka sylwetka Bazyliki Narodzenia.
Gdy nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus (Łk 2,21). Hebrajczycy praktykowali obrzezanie podobnie jak inne ludy Bliskiego Wschodu: Arabowie, Edomici, Ammonici, Moabici i Egipcjanie. Zamieszkujący po sąsiedzku Palestynę Filistyni, wywodzący się prawdopodobnie od ludów egejskich, nie znali tego zwyczaju ani go nie przejęli, ściągając przez to na siebie odrazę Żydów. Żydzi, inaczej niż pozostałe ludy semickie, przypisywali obrzezaniu znaczenie religijne, upatrując w nim, według pouczeń i nakazu Mojżesza, zewnętrzny znak przynależności do ludu wybranego. Zgodnie ze starą tradycją i religijnym wymogiem, rodzice zanieśli więc ośmiodniowe niemowlę do miejscowego kapłana, by ten dokonał zabiegu i zatwierdził wybrane imię. Dla bliskich i sąsiadów była to rodzinna uroczystość, okazja do radosnego spotkania. Zapobiegliwy Józef być może wynajął na tę okoliczność jakieś mieszkanie w mieście lub zatrzymał się u swoich krewnych, których najprawdopodobniej miał w Betlejem. W każdym razie, jak wyraźnie sugerują Mateusz i Łukasz, Święta Rodzina nie mieszkała już w grocie.
Ofiarowanie
Ponieważ życie Izraelity przebiegało w atmosferze świąt, niebawem czekała ich jeszcze jedna rodzinna uroczystość, tym razem połączona z podróżą do pobliskiej Jerozolimy. Chodziło o dopełnienie nakazanego przez Mojżesza obowiązku ofiarowania Bogu pierworodnego syna. Uroczystość ta, obchodzona razem z oczyszczeniem Maryi, odbyła się na terenie jerozolimskiej Świątyni, tej samej, którą ciągle jeszcze budował i upiększał Herod Wielki, a która trzydzieści lat później stanie się areną słownej konfrontacji Nauczyciela z Nazaretu z uczonymi w Piśmie.
Tchnięty duchem proroczym człowiek o imieniu Symeon, rozpoznał w półtora- miesięcznym dziecku wnoszonym na dziedzińce tej wspaniałej budowli - Mesjasza. Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze twemu w pokoju, według twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu twego, Izraela (Łk 2,29-32) - wyrzekł wiekowy starzec podniosłym językiem biblijnym. Zaskoczonych tymi słowami rodziców w jeszcze większe zdumienie wprawiła równie podniosła wypowiedź prorokini Anny, potwierdzająca proroctwo Symeona. W późniejszych wiekach kantyk proroka wszedł do liturgii kościelnej jako swego rodzaju hymn. U Łukasza słowa te wyrażają radość z nadejścia Mesjasza, który przyszedł nie tylko do narodu wybranego, lecz do wszystkich ludów.
Mędrcy ze Wschodu
W miejscu, w którym Łukasz przerwał relację z wydarzeń wokół Narodzenia, wątek podjął Mateusz, przytaczając epizod z Mędrcami ze Wschodu. Święta Rodzina ciągle jeszcze przebywała w Betlejem i tam, w jednym z domów, znaleźli ją owi tajemniczy przybysze, wiedzeni przez równie tajemniczą gwiazdę. Nie jest pewne, czy Józef był wówczas w domu, czy też przebywał gdzieś w okolicy, starając się zarobić na utrzymanie rodziny. Ewangelista wyraźnie bowiem pisze, iż Mędrcy zobaczyli Dziecię i Matkę Jego, Maryję (Mt 2,11), nic nie wspominając o opiekunie. Jakkolwiek było, Nowo Narodzony otrzymał dary, jakie zwyczajowo na Wschodzie dawano osobom godnym najwyższego szacunku: złoto, kadzidło i mirrę. W późniejszych wiekach chrześcijański pietyzm przypisał tym przedmiotom znaczenie iście królewskie, przy okazji wynosząc owych mędrców do rangi królów (por. Psalm 71), a wreszcie nadał im nawet imiona: Kasper, Melchior i Baltazar.
Tymczasem ludzie ci najprawdopodobniej byli zwykłymi magami. Na obszarze starożytnego Wschodu, głównie w Babilonii, Persji i Arabii, magowie tworzyli jakby kastę wtajemniczonych: kapła- V nów, wróżbitów, przepo- wiadaczy, astrologów i doradców, z reguły wysoko cenionych na dworach panujących. Do ich obowiązków należało miedzy innymi badanie ciał niebieskich i tłumaczenie ich znaczenia. To oni wypatrywali na firmamencie niezwykłe zjawisko, ową nie znaną sobie gwiazdę, jaśniejszą niż inne, i za tym znakiem udali się do Judei. Wpierw przybyli do Jerozolimy i tam zaczęli wypytywać - być może przypadkowych przechodniów o narodziny żydowskiego króla. Wieść szybo rozniosła się po mieście.Skoro usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima (Mt 2,3).
I w takiej oto atmosferze nieświadomości, zdumienia i strachu, uczona przecież i wyczekująca Pomazańca Pańskiego Jerozolima dowiedziała się z ust obcych, i to w dodatku pogan, o objawieniu się Mesjasza, któremu przypisano rolę pretendenta do tronu. Herod Wielki - podejrzliwy, wszędzie węszący spisek, zasięgnął rady kapłanów, a następnie przywołał do siebie owych przybyszów, wypytując ich o czas, miejsce i okoliczności ukazania się gwiazdy. Potem odprawił ich do Betlejem z rozkazem, aby - jak tylko pokłonią się Niemowlęciu - zaraz wracali do Jerozolimy, by zdać na dworze sprawę ze wszystkiego, co zobaczą. Tym sposobem przebiegły władca miał nadzieję otrzymać dokładną informację o miejscu pobytu przyszłego kandydata do tronu judejskiego. Cenna ta wiadomość pomogłaby mu usunąć zagrożenie bez żadnego wysiłku. W swych politycznych spekulacjach - ileż to razy sprawdzonych podczas czterdziestu lat walki o utrzymanie władzy - król nie wziął pod uwagę jednej okoliczności, tej mianowicie, że oto spełniały się Pisma, a temu żaden człowiek nie był władny się przeciwstawić.