święci
Był XIX wiek, stulecie ścierania się starego porządku z rodzącym się nowym, lata prób dochodzenia ludu do władzy w Wiośnie Ludów i budzenia się w świadomości społeczeństw ruchu, który w ostatnich dziesiątkach lat owego okresu przerodził się w socjalizm, wspierany przez idee liberalizmu, w najbardziej zaś radykalnym nurcie nie tylko niechętny, ale wrogi religii i Kościołowi.
Kościół zaś w swoim „najwyższym zwierzchnictwie" był związany z owym starym porządkiem przez Państwo Kościelne ze stolicą w Rzymie, czyli przez sprawowanie władzy również świeckiej na znacznym obszarze Włoch. Do pozbycia się tego ciężaru było jeszcze daleko.
Rewolucja francuska
Pallotti żył właśnie w latach, kiedy to w Watykanie ścierały się dwie koncepcje administrowania Państwem Kościelnym, a papieże „płacili" za swoją nad nim władzę. Zanim urodził się Pallotti, we Francji wybuchła rewolucja, która krwawo rozprawiła się ze starym porządkiem, nie tylko obejmując represjami duchowieństwo, ale i zastępując religię chrześcijańską „religią rozumu". Obsadzanie biskupstw i parafii powierzono administracji państwowej, a w końcu domagano się składania przez kler przysięgi na bezbożną konstytucję. W 1773 roku rozstrzelano w Paryżu trzech biskupów i trzystu kapłanów, a około 40 000 księży skazano na banicję. W trzy lata później wojska francuskie zajęły Państwo Kościelne i w traktacie „pokojowym" zmuszono papieża Piusa VI (1775-1799) do zapłacenia ogromnej sumy pieniędzy; zagarnięto też bezcenne rękopisy i dzieła sztuki. Pius VI sprzymierzył się z Austrią i Napoleonem, ale gdy ten „wkroczył" do Rzymu (w rzeczywistości nie wszedł do miasta), podyktował jeszcze surowsze warunki. W 1798 roku ustanowiono w Rzymie republikę, a papieża uznano za zdetronizowanego i przemocą wywieziono. Schorowany, po przeniesieniu na noszach przez Alpy do Valence zmarł 29 sierpnia 1799 roku.
Gdy wybrano jego następcę, Piusa VII (1800-1823), Wincenty miał pięć lat i może oglądał jego triumfalny wjazd do Rzymu. Napoleon - zdobywszy władzę - w 1801 roku zawarł z papieżem konkordat, który przywrócił pozycję Kościoła we Francji, ale nie przywrócił stabilizacji. W 1809 roku oddziały francuskie zdobyły Kwirynał, uwięziły Piusa VII i wywiozły go do Savony, a nowe władze zmuszały duchowieństwo do składania przysięgi wierności imperatorowi, koronowanemu zresztą przez papieża w 1805 roku na cesarza.
Młody Pallotti widział podział kleru. „Wierni cesarzowi" zostawali w Rzymie - i nie w Rzymie - a oporni chronili się na Korsykę. Miał 22 lata, gdy Napoleon podzielił los prześladowanych papieży i został wywieziony na Wyspę Świętej Heleny, a Pius VII powrócił do Rzymu. Wprawdzie rewolucja i imperium francuskie stały się tylko wspomnieniem, ale nie znikły podziały w najwyższych władzach kościelnych. Kardynał Gazzola reprezentował porządek sprzed 1789 roku, zaś kardynał Consalvi był zdania, że nie można się cofać. Zmierzał do ograniczenia starych przywilejów wśród sprawujących władzę i feudałów, ale musiał z tego zrezygnować po śmierci Piusa VII, gdyż jego przeciwnicy w latach pontyfikatu Leona XII (1823-1829) zdobyli wpływy i powrócili do starego porządku.
Zapewne Pallotti zgadzał się z reformatorskimi działaniami kardynała Consalviego, ale jego działania dotyczyły innego porządku. Przygotowywał się do spełnienia swojego celu życiowego powoli i starannie. W 1814 roku rozpoczął studia w Kolegium Rzymskim i na Papieskim Uniwersytecie La Sapienza, zakładając robocze stowarzyszenie filozoficzne i teologiczne. Następnego roku został profesorem greki, a później filozofii. W 1818 roku - roku swoich święceń kapłańskich - obronił doktorat z filozofii i teologii, a od 1819 do 1829 roku współpracował z uniwersytetem jako profesor akademicki i sprawował kierownictwo akademii filozoficznej i teologicznej.
Ks. Wincenty Pallotti miał więc pełne wykształcenie osoby duchownej i wielką kulturę, a wraz z uznaniem, z jakim się spotykał w najwyższych sferach kościelnych, zyskał opinię „działacza ludowego". Stał się prawdziwym apostołem Rzymu, duszpasterzem młodzieży, chorych, opuszczonych i więźniów. Z zapałem prowadził rekolekcje i misje ludowe, był spowiednikiem kleryków w seminarium rzymskim i w rozmaitych kolegiach. Jednym słowem, jego wielkiej kulturze towarzyszył autentyczny kontakt tak z ludźmi ulicy, jak i z kapłanami, kapelanami i prałatami w służbie papieża. Znal więc dobrze potrzeby i aspiracje ludu, jak również przekonania i projekty tych, którzy zajmowali wysokie urzędy. A jakie one były?
Rzymianie - w większości - byli ludźmi o szczerej wierze, przeżywanej prawdziwie, z pełnym przekonaniem o priorytecie i roli wartości chrześcijańskich, ale jednocześnie odznaczali się duchem krytycznym w odniesieniu do istniejącej sytuacji. Niektóre ich poglądy ujął w 1832 roku Antoni Rosmini w książeczce pt. Pięć plag Świętego Kościoła - w 1849 roku znalazła się na indeksie książek zakazanych - gdzie krytykował podział między klerem i ludem w liturgii, niewystarczającą formację w seminariach prowadzoną na podstawie „lichych podręczników" i „lichych wykładowców", częste kontrowersje w episkopacie, nominacje biskupów w uzależnieniu od władzy państwowej, administrowanie dobrami kościelnymi w niewłaściwy sposób.
Tak rzymianie, jak i reszta obywateli Państwa Kościelnego odczuwali niedorzeczność systemu klerykalnego, w jakim żyli. Duszpasterstwo cechował surowy system kontroli, prewencji i represji, który wpływał ujemnie na życie wiarą. Wystarczy wymienić tylko dwa jego nurty: dopuszczanie do egzaminów pod warunkiem uzyskania od proboszcza zaświadczenia o uczęszczaniu w niedziele i święta na nabożeństwa, jak również o odbyciu spowiedzi wielkanocnej czy udziale w rekolekcjach w Wielkim Poście. Ten sam system obejmował wszystkich wiernych w dopuszczaniu do pracy. Nie otrzymał jej ten, kto „nie był w porządku", a najbardziej oporni trafiali do więzienia. Ostatni taki przypadek zanotowano w 1825 roku.
Wiosna Ludów
Właśnie w takich czasach ks. Wincenty Pallotti założył w 1834 roku Stowarzyszenie Apostolstwa Katolickiego, mające na celu pogłębianie, szerzenie i obronę pobożności oraz wiary katolickiej. Stało się to w dwa lata po słynnym dla nas, Polaków, breve Grzegorza XVI Cum primum (9 VI 1832), w którym papież ten ubolewał nad wypadkami listopadowymi (w związku z Powstaniem Listopadowym) i żądał od biskupów, aby występowali przeciw teoriom rewolucyjnym i głosili zasadę posłuszeństwa względem ustanowionej przez Boga władzy. Kiedy papież został powiadomiony o rzeczywistym stanie rzeczy, z żalem wyjaśniał, że dał się okłamać dyplomacji carskiej i nigdy - jak twierdził - nie miał zamiaru potępiać narodu polskiego.
Rewolucja jednak - jakże inna od polskiej w 1831 roku - przyszła w powszechnym ruchu Wiosny Ludów, która objęła wiele krajów Europy, powodując ożywienie dążeń do niezależności. Nie będziemy śledzili jej przebiegu na Półwyspie Apenińskim, trudności, z jakimi musiał się parać Pius IX (1846-1878), i kompromisów, jakie zawierał, by w końcu w 1870 roku stać się „więźniem Watykanu" po zaborze Państwa Kościelnego przez wojska swoich rodaków. Natomiast Stowarzyszenie Apostolstwa Katolickiego przetrwało Wiosnę Ludów i walki o Rinascimento (odrodzenie) państwa włoskiego ze stolicą w Rzymie, nie tylko dlatego, że nie miało nic wspólnego z polityką, ale ponieważ obejmowało sferę działania bardziej dogłębną i wiążącą osoby duchowne ze świeckimi, co uspokajało umysły podejrzliwe, jakich nie brakowało.
W 1839 roku nuncjusz w Belgii pisał: „Żyjemy w czasach, kiedy to wszyscy uważają, że są wezwani do apostolatu, wielu czuje się mądrzejszymi od Wikariusza Chrystusa, a w sprawach politycznych myślą, iż są niezależni od Magisterium Kościoła". Dziesięć lat później zastępca sekretarza Stanu Stolicy Apostolskiej, Antonelli, pisał do nuncjusza w Paryżu: „Bolesne to, że we Włoszech obrona religii katolickiej skupia się w rękach katolików świeckich. Nie inicjatywa wiernych, ale tradycyjne pertraktacje na szczycie powinny być normalnymi kanałami dyplomacji papieskiej i środkiem obrony katolicyzmu".
Po części nie powinniśmy się temu dziwić, skoro równocześnie z działalnością Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego dawały o sobie znać radykalne ruchy, które poza krytyką - nie liczącą się ze słowami i w oderwaniu od sytuacji - nic nie wnosiły w życie wspólnoty chrześcijańskiej. Ks. Wincenty nie krytykował, tylko działał na wszystkich szczeblach, od najniższego do najwyższego, popierał wszelkie słuszne aspiracje i doceniał właściwe wartości życia społecznego, ekonomicznego i politycznego, nie będąc ani politykiem, ani „ekspertem". Jego polityką było staranie się o chwałę Bożą i troska o zbawienie dusz. Cel pobożnego Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego wyjaśnił jednoznacznie: „Apostolstwo Katolickie, to znaczy powszechne, może być udziałem osób ze wszystkich stanów, gdyż jest ono działalnością, jaką każdy w miarę możliwości może i powinien wykonywać ku większej chwale Boga oraz dla wiecznego zbawienia swego własnego i bliźniego".
Dlatego ten wykształcony kapłan rzymski, znany ze swej głębokiej pobożności i mądrości Ducha Świętego, mógł być spokojny o swoje i jednocześnie Boże dzieło. Wszyscy wiedzieli, że jest ono owocem jego doświadczenia popartego czynami, przez które promieniowała miłość będąca odbiciem miłości Boga. To był jego najgłębszy motyw. Człowiek, stworzony na obraz i podobieństwo Boże, osiąga cel swojego życia, trwając w nieustannym praktykowaniu miłości względem bliźniego i wobec Boga, który Syna swego Jednorodzonego dał, by każdy; kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3,16).
Były to słowa Jezusa, które ks. Wincenty przytaczał najczęściej, dodając do nich swoje wskazówki. „Ktokolwiek przychodzi - mawiał - aby żyć w jednym z tych świętych ustroni, ma przede wszystkim kierować się zasadą prawdziwej miłości Boga, który tak bardzo nas miłuje, że dał nam swego Jednorodzonego Syna. Każdy przeto, kto z powodu tego wstąpienia musiałby z miłości Bożej porzucić nawet świat cały, powinien być przekonany, że jeszcze za mało dal temu Bogu, który nam, chociaż grzesznym, ofiarował swego Syna odwiecznego, niezmierzonego i niepojętego".
Świeccy zarażeni apostolstwem
Ale stworzenie owego „świętego ustronia" w Stowarzyszeniu to nie wszystko.
Apostolstwem Pallotti zarażał katolików świeckich i traktował ich na równi z tymi w sutannach i habitach, widząc w nich „front obrony" wiary na stanowisku, jakie każdy z nich zajmuje. Był to zalążek tego, co II Sobór Watykański określił w Konstytucji o Kościele, a co św. Wincenty Pallotti wdrażał w sposób „ukryty" - jak mówił - czyli bez rozgłosu, bo nie był to jeszcze czas na zinstytucjonalizowanie tego ruchu. Podkreślał wyraźnie, że przede wszystkim Zjednoczenie i Stowarzyszenie ma być miejscem osobistego zaangażowania wszystkich. W 1846 roku pisał: „Pobożne Zjednoczenie i Stowarzyszenie Apostolstwa Katolickiego stara się nie tyle o tworzenie nowych instytucji w Kościele Bożym, co ożywienie istniejących". Chodziło więc głównie o to, by określać sposoby działania i dostarczać duchowych środków do działania, by każdy korzystał z nich swobodnie, stosownie do sytuacji i zapotrzebowania.
Nie pozostaje nic innego, jak przytoczyć wypowiedź Ojców Soborowych w sposób pełny i jednoznaczny wyrażającą to, co ks. Wincenty zapoczątkował w czasach jakże skomplikowanej sytuacji w Kościele: „Zadaniem ludzi świeckich, z tytułu właściwego im powołania, jest szukać Królestwa Bożego, zajmując się sprawami świeckimi i kierując nimi po myśli Bożej. Żyją oni w świecie, to znaczy pośród wszystkich razem i poszczególnych spraw i obowiązków świata, i w zwyczajnych warunkach życia rodzinnego i społecznego, z których niejako utkana jest ich egzystencja. Tam ich Bóg powołuje, aby wykonując właściwe sobie zadania, kierowani duchem ewangelicznym przyczyniali się do uświęcenia świata na kształt zaczynu, od wewnątrz niejako, i w ten sposób przykładem zwłaszcza swego życia, promieniując wiarą, nadzieją i miłością, ukazywali innym Chrystusa. Szczególnym więc ich zadaniem jest tak rozświetlać wszystkie sprawy doczesne, z którymi ściśle są związani, i tak nimi kierować, aby się ustawicznie dokonywały i rozwijały po myśli Chrystusa i aby służyły chwałę Stworzyciela i Odkupiciela" (Lumen gentium, 31).
Tekst II Soboru Watykańskiego, który tak wyraźnie oddaje zamiary św. Wincentego, w zadziwiający sposób ukazuje jego wizję „pomocy Kościołowi". W liście skierowanym do kard. Wincentego Macchiego z 27 maja 1849 roku, który jako dziekan kolegium Kardynalskiego przebywał wraz z Piusem IX w Gaecie, dokąd schronił się przed rewoltą, Pallotti określił istotę najtrudniejszego czasu dla Kościoła: „Za świętej pamięci Piusa VI, Piusa VII i w początkach pontyfikatu Grzegorza XVI [Pallotti miał tu na myśli wydarzenia związane z zajęciem Rzymu i Państwa Kościelnego przez wojska Napoleona oraz uwięzienie dwu pierwszych papieży] przemówił do nas Pan według wielkiego swojego miłosierdzia, a uczynił to w wielkiej zapalczywości swego gniewu i swego miłosierdzia: i zawsze ostatnie rzeczy stawały się gorsze aniżeli pierwsze. I ponownie przemówił Pan w swej zapalczywości i w miłosierdziu swoim. A więc nadszedł już czas, by zgodnie z wolą Bożą zastosować skuteczniejsze środki, aby wszyscy, co są w Chrystusowym Kościele: duchowni, zakonnicy i święty lud Boży, postępowali lepiej, zgodnie z prawem Pańskim i z kanonami świętej Matki Kościoła. A wszystko to można skutecznie osiągnąć przez dzieło soboru ekumenicznego, przy Bożej pomocy i dzięki łasce Pana naszego Jezusa Chrystusa, pod miłosierną opieką miłosiernego Boga. W ten sposób nie tylko zabliźnią się rany Kościoła, ale i on sam, jako Oblubienica ozdobiona i przygotowana na przyjęcie swojego Oblubieńca, wyjdzie z pustyni..."
Głos wołającego na pustyni
Był to rzeczywiście „głos wołającego na pustyni" (por. Mk 1,3), pełen odniesień do wydarzeń z historii świętej. Kwiecisty język rzymskiego kapłana łagodził „krytykę" Pasterzy przez duże „P". „Bardzo wielu nie przestrzega tego, co jest tak bardzo konieczne, mianowicie ustaw świętej Matki Kościoła, zwłaszcza dotyczących sposobu życia i świętości duchownych, corocznej wizytacji diecezji, odbywania synodów diecezjalnych i prowincjonalnych. Jeżeli przepisów tych będzie się wiernie i należycie przestrzegać, otrzyma się wszelkie dobra potrzebne do rozwoju Ciała Chrystusowego; jeśli się je zlekceważy lub jeśli nie wykona się ich wiernie i należycie, wszelkie zło zapanuje w Kościele Chrystusa. I któż nie widzi, że sobór ekumeniczny może łagodnie i zdecydowanie zaleczyć tę najstraszliwszą ranę Kościoła?"
Ks. Wincenty, pisząc do kardynała Wincentego, nie proponował niczego nowego ani nadzwyczajnego, lecz tylko wykonywanie tego, co „ustawy świętej Matki Kościoła" już zawierają; w ówczesnej sytuacji było to jednak napomnienie druzgocące: powrót Pasterzy i pasterzy do owiec, pilnowanie owczarni i wyprowadzanie trzody sobie powierzonej na „bujne pastwiska". A kiedy to się stanie? Pallotti uporczywie powraca do idei zwołania soboru ekumenicznego, „albowiem dzięki niemu Pasterze staną się sposobniejsi do strzeżenia swych owiec w jedności rządów, wiary i miłości, zgodnie ze wzmożonymi potrzebami narodów".
Czy św. Wincenty miał na myśli potrzeby wyrażane w owych dniach Wiosny Ludów? Nie wiemy. Nie ulega jednak wątpliwości, że radził zwołanie soboru ekumenicznego, ponieważ dostrzegał, że świat się zmienił i postanowienia ostatniego Soboru Trydenckiego (1545-1563), powstałe głównie w celu obrony wiary przed Reformacją, nie wystarczają wobec „wzmożonych potrzeb narodów", a także nowych zadań Kościoła.
Wydarzenia, których był świadkiem, ks. Wincenty, zwykły kapłan rzymski, odczytał jako „głos Pański", który po raz pierwszy zabrzmiał za pontyfikatu Piusa VI i Piusa VII, a drugi raz „teraz", czyli podczas Wiosny Ludów. Twarde słowa łagodził porównaniami i obrazami biblijnymi. „Ucisk obecnych czasów sprawił - pisał, jeszcze raz nawiązując do zwołania soboru - że zanikło poszanowanie i zaufanie do Pasterzy, niezbędne do tego, by owce z wiarą mogły słuchać ich głosu i korzystać owocnie z pastwisk Chrystusowych. Poszanowanie to i zaufanie odnowi się przedziwnie przez zwołanie i odbycie soboru ekumenicznego, ponieważ Pasterze przybywający do Piotra i zebrani w imię Chrystusa zaczerpną tam obficie wody ze źródeł Zbawiciela, który mówi o sobie: Jam jest kwiatem polnym i lilią padolną (Pnp 2,1). I tak sami Pasterze, stawszy się kwiatem i lilią, po powrocie do swych owczarni rozradują w Panu owce Chrystusowe, a wszyscy wierzący w Chrystusa, tak znajdujący się na polach, jak pozostający w dolinach, staną się jedną winnicą w Panu naszym, Jezusie Chrystusie".
Kogo miał na myśli ów proroczy mistyk rzymski, pisząc o „owcach pozostających w dolinach"? Czy pozostawionych samym sobie i czekających na pasterzy? Ale myślą przewodnią owego długiego listu jest co innego: nie stwierdzenie obecnego stanu trzody, lecz środek zaradczy, który mógłby „zaleczyć najstraszliwszą ranę Kościoła".
Sobór ekumeniczny
Ks. Wincenty Pallotti odszedł do Pana 22 stycznia 1850 roku w wieku zaledwie 55 lat i nie doczekał I Soboru Watykańskiego (1869-1870). Nie był to jednak sobór ekumeniczny. Pius IX ogłosił, że jego zadaniem będzie skupienie świata katolickiego wokół potężnej manifestacji wiary katolickiej oraz dostosowanie dyscypliny kościelnej do zmienionych warunków epoki. Ojcowie soborowi spośród 51 projektów dekretów zdążyli tylko omówić schemat o wierze katolickiej, o Kościele Chrystusa i przegłosować definicję o nieomylności papieża. Manifestacji wiary nie było, a sobór został odroczony z powodu innej „manifestacji": zajęcia Rzymu przez wojska piemonckie po wycofaniu się francuskich, które powróciły do kraju, by wzmocnić obronę przed najazdem Niemców. Kto wie, czy ks. Pallotti nie nazwałby tego zbiegu okoliczności „trzecim głosem Pana", który dopiero po doświadczeniach dwóch straszliwych wojen światowych natchnął papieża Jana XXIII (1958-1963), by zwołał sobór ekumeniczny, otwarty 11 października 1962 roku, spełniający pragnienie jego dziewiętnastowiecznego promotora, bo w pełni duszpasterski.
Właśnie ten papież po pierwszej sesji soborowej kanonizował błogosławionego Wincentego Pallottiego 20 stycznia 1963 roku i wyznaczył wspomnienie liturgiczne nowego świętego na 22 stycznia. Założyciel zgromadzeń pallotynów i pallotynek o nowatorskim programie duszpasterskim, zakładającym współpracę świeckich i duchownych, zmarł tego dnia z przyczyny, którą można odczytać jako znak. Oddawszy swój płaszcz ubogiemu i spowiadając w zimnym kościele, nabawił się choroby i odszedł po zasłużoną nagrodę do Pana.
W szczególny sposób do niego odnoszą się słowa Jana Pawła II z homilii wygłoszonej na zakończenie Synodu Biskupów nt. życia konsekrowanego, powtórzone w adhortacji apostolskiej: „Ja sam na zakończenie Synodu pragnąłem zwrócić uwagę na ten stały element historii Kościoła: na rzeszę założycieli i założycielek, świętych mężczyzn i kobiet, którzy wybrali Chrystusa, idąc drogą radykalizmu ewangelicznego i braterskiej służby - przede wszystkim ubogim i opuszczonym".
Jan Paweł II 22 czerwca 1986 roku nawiedził rzymską siedzibę księży pallotynów, gdzie żył św. Wincenty Pallotti i gdzie spoczywają jego doczesne szczątki. W jego pokoiku, na stole, na którym pisał swój Dziennik duchowy i listy, Ojciec Święty złożył podpis pod błogosławieństwem dla całej rodziny Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. W rok później, podczas pielgrzymki do Polski (8-14 VI 1987), po homilii na Błoniach krakowskich, niejako nawiązał do czasów, w których żył św. Wincenty. Oto słowa Jana Pawła II: „To, co chcę powiedzieć, jest jeszcze z całkiem innego kontekstu, mianowicie z Juliusza Słowackiego, na które[go słowa] się nieraz różni powoływali: Polsko... twa zguba w Rzymie! (Beniowski, Pieśń I). Jest to ten sam Juliusz Słowacki, który napisał też wiersz o słowiańskim Papieżu. I teraz ja, dzisiaj, właśnie tu, przybywszy do Krakowa, pomyślałem sobie: miał rację. Twoja zguba jest w Rzymie. Zgubił się! Bardzo przepraszam wieszcza narodowego za to, że tak wypaczyłem jego myśli. Teraz pójdę go przeprosić w katedrze na Wawelu. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!" (10 VI 1987).
Czy było to wypaczenie? Prawdopodobnie tylko częściowe, bo w rzeczywistości - według interpretacji owych słów Słowackiego przez większość znawców jego dziel - wieszcz ten nawiązał do breve papieża Grzegorza XIV, w którym zalecał Polakom po Powstaniu Listopadowym posłuszeństwo carskim władzom.
Dziwnymi drogami prowadzi Duch Święty swój i nasz Kościół...