święci

Św. Mikołaj
Maria Magdalena Matusiak

Jeden z najpopularniejszych świętych chrześcijańskich, w Kościele wschodnim zwany Cudotwórcą i przedstawiany na niezliczonych ikonach, patron Grecji i Rusi, Moskwy i Nowogrodu. Na Zachodzie szczególnie czczony w średniowieczu, wyobrażany na witrażach gotyckich katedr pod jego wezwaniem i na renesansowych freskach. Znalazł się wśród Czternastu Świętych Wspomożycieli.

Przedstawiany w stroju biskupim, z pastorałem, trzema złotymi kulami na księdze, kotwicą, okrętem, sakiewką, a także z workiem prezentów.

Święty Mikołaj to postać paradoksalna. Oto bowiem znamy go wszyscy od dziecka. W Wigilię Bożego Narodzenia - w tym dniu liturgicznie powszednim, ale w polskiej tradycji mającym atmosferę szczególnego święta - odwiedza nasze domy. Nosi czerwony płaszcz, ma długą białą brodę i dobrotliwe spojrzenie. Przychodzi z przepastnym workiem pełnym podarków, które małym dzieciom sam wręcza, a starszym i tym jeszcze starszym podrzuca pod choinkę, gdy nikt nie patrzy. Ludzie, którzy mieli szczęśliwe dzieciństwo w rodzinnym domu, przechowują w pamięci ów wigilijny obraz i przekazują go własnemu potomstwu.

A przecież zwyczaj Bożonarodzeniowego obdarowywania przywędrował do Polski... z Niemiec. Tam, w średniowiecznych szkołach zakładanych pod imieniem Mikołaja, w okresie świątecznym rozdawano zapomogi i stypendia ubogim uczniom. Zaś wspomnienie św. Mikołaja według katolickiego kalendarza wcale nie przypada w Wigilię, lecz 6 grudnia. Święty jest nam wprawdzie bardzo bliski, ale co tak naprawdę o nim wiemy?

Kim był św. Mikołaj? Gdzie i kiedy żył? Jaka była jego droga do świętości? Czemu przybywa z podarkami? Dlaczego woli się nie ujawniać jako dobroczyńca? Jeszcze jeden paradoks: choć istnieje wiele starodawnych, spisanych po grecku i po łacinie, żywotów Mikołaja i opowieści o cudach dokonanych za jego przyczyną, odpowiedź na powyższe pytania wcale nie jest prosta. Wszyscy współcześni autorzy spisów i biografii świętych zgodnie twierdzą, że w istocie wiadomo o św. Mikołaju bardzo mało albo nawet nic pewnego.

Średniowieczna kariera

Mikołaj żył w IV wieku, a jego kult datuje się już od VI stulecia i wywodzi z Myry i Konstantynopola. Natomiast większość zachowanych przekazów o nim pochodzi z okresu średniowiecza. W IX-X wieku bowiem sławę zapewniły św. Mikołajowi silnie działające na wyobraźnię ówczesnych ludzi opowieści w znacznej części legendarne: o cudownym powołaniu na biskupstwo, o ubogich pannach obdarowanych posagiem, o żeglarzach wybawionych z katastrofy morskiej, o trzech młodzieńcach uratowanych od śmierci bądź już po niej przywróconych do życia i wiele podobnych.

W IX wieku w Rzymie było już kilka kościołów św. Mikołaja (przy via Appia Antica jeszcze trwają w ruinie mury gotyckiej świątyni San Nicola, w całości zachował się kościół San Nicola in Carcere - w Więzieniu, nazwany tak od miejsca wcześniejszego przybytku sprawiedliwości - z 1128 roku). W X stuleciu cesarzowa Teofano, żona Ottona II, z domu księżniczka grecka, kobieta o silnej osobowości (po śmierci męża, jako regentka, nadała sobie przysługujący tylko mężczyznom tytuł imperator augustus...), energicznie popierała kult św. Mikołaja w cesarstwie niemieckim. Za sprawą normandzkich żeglarzy sława świętego dotarła następnie do Francji i Anglii, gdy zaś w XI wieku jego szczątki przewieziono do Bari, grób w Italii stał się celem pielgrzymek.

Miarą popularności świętego w Polsce wieków średnich i okresu renesansu może być nie tylko liczba kościołów pod jego wezwaniem, ale i wielość znanych dziejopisom postaci noszących jego imię, by tutaj wspomnieć tylko arcybiskupa gnieźnieńskiego i pierwszego prymasa Polski Mikołaja Trąbę, sławnych kompozytorów Mikołaja z Radomia, Mikołaja z Krakowa i Mikołaja Gomółkę, słynnego kaznodzieję i przeora Jasnej Góry Mikołaja z Wilkowiecka czy wreszcie Kopernika.

Już w XIII wieku oświecona publika dysponowała obszernym łacińskim, „źródłowym" żywotem św. Mikołaja, spisanym w północnej Italii wraz z tradycjami o innych świętych Pańskich przez dominikanina Jakuba de Voragine. Z jego dzieła, znanego pod nazwą Złota legenda, czerpał również jezuita Piotr Skarga, gdy pisał Żywoty świętych. Będziemy tu cytować obu zakonników.

Czytanki

Czy jednak średniowieczna legenda może mieć dla współczesnego czytelnika wartość inną niż literacka? Prof. Marian Plezia, wybitny znawca epoki, zwraca naszą uwagę najpierw na znaczenie słowa „legenda". Pochodzi ono od łacińskiego legere - „czytać", a oznacza „teksty, które powinny być czytane, są do czytania przeznaczone, a więc jak gdyby »czytanki«. Określano zaś tym mianem żywoty świętych przypadające do czytania w klasztorach i kapitułach na dzień, kiedy obchodzono wspomnienie danego świętego".

Oczywiście: „Trzeba refleksji i pracy myślowej - pisze profesor - aby odsunąć (...) naiwności i fantastykę, a w legendzie odnaleźć tę samą zawsze, dziś i w średniowieczu, prawdę o czynnej miłości Boga i bliźniego, która stanowi istotę świętości. A jeśli nawet niektóre rysy, jakie wieki średnie - nieraz wbrew prawdzie historycznej - przypisywały swoim świętym, nie bez słuszności razić nas mogą, to zawsze trzeba mieć w pamięci starą chrześcijańską zasadę (...), że przedmiotem podziwu i naśladowania winny być nie takie czy inne ich postępki, lecz wielkość miłości, która te postępki natchnęła. A tej miłości legenda średniowieczna daje z reguły barwny, a często i wzruszający wyraz".

„Prawie każda wielka legenda - dopowiada uczony we wstępie do dzieła Jakuba de Voragine - chwyta i utrwala pewną prawdę, która nie pokrywa się z prawdą historyczną, ponieważ leży na innej niż ona płaszczyźnie, ale nie przestaje być dla nas odbiciem pewnej rzeczywistości".

Oddajmy jej zatem głos.

Dziecię z Ducha Świętego sprawione

Mikołaj przyszedł na świat w Licji, krainie położonej w Azji Mniejszej, na terenach obecnej Turcji. Było to na przełomie III i IV wieku. Jakub de Voragine zanotował, że zdarzyło się to w mieście Patara, a szczęśliwi rodzice jedynego syna, Epifanes i Joanna, byli ludźmi pobożnymi i zamożnymi.

Jeśli jednym z warunków i znaków świętości jest praktykowanie cnót aż do heroizmu, nic dziwnego, że w dawnych żywotach świętych pojawia się wątek, który nie został pominięty także w przypadku Mikołaja. Oto już: „W dzieciństwie się pokazało, jako go Pan Bóg sobie obrał i na wielkie rzeczy naznaczył - pisze Skarga - bo z Ducha Świętego sprawione dziecię pierwej pościć niżeli jeść poczęło. Pożywając piersi, innych dni często ssał, a w środę i w piątek raz tylko w wieczór pokarm brał".

Bogaty jedynak mógł być złotym młodzieńcem i używać życia. Jednak, aby być świętym, trzeba oczyszczać duszę ze złych skłonności. Żywotopisarze notują więc, iż Mikołaj „biesiad i towarzystwa wesołego nie używał; z niewiastami jako z skazą młodości nigdy nie rozmawiał i patrzenie na nie za jad sobie poczytał; ciała swego bujną młodość postami krócił".

Sposobił się natomiast do stanu kapłańskiego, który sobie upodobał, a gdy cel osiągnął, „skąpy był w mowie, skromny i cichy". Wiele czasu spędzał na zgłębianiu Pisma Świętego. Miał jednak i inne zajęcia.

Łzy niewinnych panienek

Największą troską Mikołaja byli bowiem ubodzy i nieszczęśliwi, a miarą jego wrażliwości - dyskrecja i niechęć do ujawniania swoich dobroczynnych skłonności. Gdy pomarli rodzice młodego kapłana, odziedziczoną po nich wielką majętność „tajemnie na wiele ubogich rozpraszał".

„Był w Patarze mieście jeden szlachcic zubożały - opowiada na przykład ks. Skarga - który nie mając się czem żywić, rzucił się do niepoczciwych myśli, chcąc [trzy] córki swoje już dorosłe na zysk z nieczystości obrócić. Ale Pan Bóg wejrzał na łzy niewinnych panienek (...), bo Mikołaj tajemnie w nocy wrzucił tak wiele złota w komorę człowieka onego, iż mógł pożywienie domu swego mieć i jedną córkę za mąż wydać. (...) Mikołaj św. i dla drugiej także uczynił (...) i dla trzeciej tymże sposobem w nocy onemże okienkiem wiele złotych wrzucił. Lecz gospodarz on nie śpiąc, gdy uczuł wrzucenie złota, wybieżał i pogonił św. Mikołaja, a do nóg jego upadając, dziękował dobrodziejowi swemu, który duszę jego i córek z grzechu wielkiego wybawił".

Był więc Mikołaj kapłanem, który nie tylko zgłębiał Słowo Boże, ale też je realizował; dostrzegał ukryte nawet kłopoty ludzi, wśród których żył, i potrafił im realnie zaradzić, nie naruszając przy tym niczyjej godności. Wdzięczności nie oczekiwał, ba: „Wstydził się tego mąż święty, iż onej rzeczy jako chciał, zataić nie mógł".

Biskup pod drzwiami znaleziony

Dzisiejszy psycholog powiedziałby, że Mikołaja cechowała duża empatia. Jednak mimo umiejętności współżycia z ludźmi mial on inne wielkie marzenie - uczcić ślady stóp Jezusowych w Ziemi Świętej, a potem zostać pustelnikiem. Udał się zatem w podróż. Gdy jednak zaczął szukać miejsca odosobnienia, być może gdzieś na Pustyni Judzkiej, usłyszał głos: „Mikołaju, wróć się do swych owiec, któreś opuścił". I usłuchał z pokorą: „Zrozumiawszy wolę Bożą, puścił się do Myry, miasta głównego w Licji, gdzie go nikt nie znał".

W stolicy tymczasem umarł biskup, a jego bracia na okolicznych biskupstwach zjechali się i radzili, jak obsadzić wakat. „I zjawił Pan Bóg jednemu staremu biskupowi nabożnemu, aby u drzwi kościelnych pilnował, a męża, któryby nazajutrz najpierwej do kościoła wszedł, godnym być biskupstwa onego osądził". Powiemy dzisiaj, że chodziło o to, by przełożonym stołecznej wspólnoty Kościoła został człowiek, który dzień zaczyna od służby Bogu i najpierw o Nim, a nie o sobie myśli. Gdy więc rankiem w kościele jako pierwszy zjawił się Mikołaj, który przybywszy do nieznanego miasta, pragnął przede wszystkim pokłonić się Panu, „stała się wielka radość (w której acz się on bardzo wymawiał), jako ten, którego Bóg sam ukazał, pomazany i wsadzony jest na stolicę biskupią".

„Trudno wymówić - pisze hagiograf - z jaką chucią [chęcią, ochotą] i pracą wszystkim służył, żadnej drogi, nakładu, starania nie żałując".

Rękoczyny

W 325 roku odbył się w Nicei (obecnie Iznik w Turcji) pierwszy sobór powszechny Kościoła. Podjęto tam uchwały przeciwko herezji ariańskiej. Potępiony przez sobór Ariusz, kapłan z Aleksandrii, głosił, iż Syn Boży nie jest współistotny (równy w bóstwie) Bogu Ojcu, a na dodatek znalazł licznych zwolenników w osobach rozmaitych teologów Wschodu. Niektóre starodawne kroniki podają, że biskup Mikołaj z Myry, broniąc nienaruszalnego depozytu wiary, zacietrzewił się do tego stopnia, że heretyka Ariusza zdzielił pięścią w szczękę. Jednakże św. Atanazy, wyliczając ważniejszych biskupów obradujących w Nicei, nie wymienia Mikołaja. Zapewne opowieść ta miała na celu budująco ukazać zapalczywość myreńskiego biskupa w obronie prawdziwego Kościoła.

Smutne czartów narzekania

Wedle niektórych podań św. Mikołaj był więziony w okresie prześladowań chrześcijan za czasów Dioklecjana. Ten cesarz rzymski rządził do 305 roku (a więc chyba zbyt wcześnie, by prześladować Mikołaja) i chciał, aby mu oddawano cześć boską. Wobec opornych stosował tortury i egzekucje. Dla wyznawców Chrystusa był to czas znacznie straszniejszy niż ten opisany przez Henryka Sienkiewicza w Quo vadis.

Uwolniony jakoby Mikołaj wrócił do Myry i nie bacząc na niedawne szykany, nadal zwalczał energicznie pogaństwo. Pisze Skarga: „Wiele bałwochwalnic pogańskich zwojował, na żadną się bojaźń ludzką nie oglądając, a osobliwie kościół Diany, nad który wszystko miasto nic piękniejszego nie miało, który Mikołaj św. wielką liczbę młodych i mocnych ludzi zebrawszy, nie tylko z wierzchu rozsypał, ale i z fundamentów rozebrał".

Miasto osłupiało na ten czyn tak niesłychany, co hagiograf tak interpretuje: „A iż pogaństwo, których jeszcze była moc wielka, o to nic mówić ani czynić nie śmieli, za cud prawie poczytać się ma. Słyszane były smutne i straszliwe czartów narzekania, iż je z ich siedliszcza zganiano".

Dzisiaj raczej należałoby powiedzieć tyle, że siła charakteru i odwaga na dobre obrócona może największy grzech pokonać, nawet ten przeciw pierwszemu przykazaniu Bożemu: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną".

Dziwny lekarz i pomocnik

Przypisywane Mikołajowi cuda zawsze miały na celu wskazanie ludziom potęgi Bożej miłości i przyprowadzenie grzesznika do opamiętania dzięki łasce i miłosierdziu Najwyższego. A wieść o dobrym biskupie myreńskim niosła się szeroko.

Oto: „Tonący na morzu jedni żeglarze, tylko słysząc o św. Mikołaju, wołali nań, aby się do Boga przyczynił, a onych od śmierci srogiej wyrwał. Rzecz dziwna, ukazał się im w onym potopie i rzeki: Owom ja, któregoście wzywali; dufajcie w Bogu, od którego posiany jestem. I sam robiąc, okręt wydźwignął i wiatrom ustać rozkazał, i zniknął".

Wybawieni z nawałnicy dobili do brzegu w Myrze i „znalazłszy św. Mikołaja w kościele, pilnie mu dzięki do nóg upadając czynili i cud on rozsławili. A on milczeć im każąc, a Bogu wszystko przyczytając, dusze ich zleczył, znając Duchem Świętym jako ludzie grzeszni byli. I tak je do pokuty i skruchy przywiódłszy, puścił. Dziwny lekarz i pomocnik ludziom dany i tak od Boga uczczony".

Znowu sednem przedziwnej opowieści jest nie tyle realny opis wydarzeń, ile sposób wskazywania zagubionemu człowiekowi drogi do Boga.

Z wesołym sercem do nieba

„Taki wiek przeżywszy - kontynuuje opowieść żywotopisarz - gdy jego zejścia z tego świata czas przyszedł, śpiewaniem hymnów i psalmów do tego się gotując i już anioły widząc (...), z wesołem sercem do nieba na uczestnictwo aniołów wyszedł". Było to prawdopodobnie w 342 lub 352 roku.

Mikołaj został pochowany w Myrze, według dominikanina Jakuba, „w murowanym grobowcu; u głowy jego wytrysło źródło oliwy [„lekarstwo na wszelką niemoc" - powie Skarga], a u stóp źródło wody i do dziś z członków jego wydobywa się święty olej, który już wielu uzdrowił". Oto pośmiertne działanie - trzeci znak świętości.

Gdy zatem muzułmanie zagrozili Myrze w XI wieku, „47 rycerzy z Bari wyruszyło tam, otwarło grób św. Mikołaja, który wskazało im czterech zakonników, i kości jego, pływające w oleju, przeniosło ze sobą do Bari". W czasie gdy czcigodne szczątki wprowadzano do miasta, trzydziestu chorych cudownie ozdrowiało.

Lekarstwo na wszelką niemoc

Każdy sam musi ocenić prawdę średniowiecznej legendy. Gdy się jednak z nią zapoznamy, lepiej rozumiemy zawsze aktualny wzorzec świętości.

Mikołaj to człowiek przede wszystkim otwarty i głęboko wrażliwy na biedę i nieszczęście innych, mimo że sam wychowany w dobrobycie. Bardzo pomocny, ale skromny i dyskretny, nigdy nie okazujący swej wyższości materialnej czy moralnej. Oddany bliźniemu i wierny Bogu najgłębszą wiarą. W pokorze wypełniający wolę Pana, nawet gdy jest ona inna od jego ludzkich planów. Bezgranicznie ufający Bożemu miłosierdziu. Pracowity, cichy i unikający pokus. Rozmodlony. Kochający miłością, która nie szuka swego, jak pisał św. Paweł.

Ideał? Niech będzie ideał. Czyż bowiem taki wzorzec nie jest zarazem dobrą nowiną na oczekiwane w Wigilię Boże Narodzenie? Czyż to nie ów worek pełen wspaniałych darów chrześcijaństwa, z którymi św. Mikołaj co roku odwiedza nasze domy?