sanktuaria w Polsce
Nie bez powodu biskup ordynariusz diecezji warszawsko-praskiej Kazimierz Romaniuk nazwał kościót księży marianów przy Wileńskiej - Warszawskim Lourdes. Francuskie sanktuarium odbija się w nim jak w lustrze.
- Nie ograniczamy się tylko do świętowania odpustu Patronki naszej parafii - mówi ks. proboszcz Edward Tomczyk. - Co środę odprawiamy nabożeństwa do Najświętszej Maryi Panny z Groty Massabielskiej, prosimy przez Jej wstawiennictwo o uzdrowienia duszy i ciała.
Po każdym nabożeństwie jest Eucharystia z homilią. Kładziemy akcent na osobę Chrystusa, który stale potwierdza swoją obecność w Kościele, również przez uzdrowienia. Po Komunii św. adorujemy Najświętszy Sakrament. Podczas Liturgii udzielamy także sakramentu namaszczenia chorych, nakładamy dłonie na głowy wiernych, modlimy się na różańcu, uczestniczymy w procesji światła - jak przed Grotą nad Gawą. Pan Paweł Ginda, nasz znakomity organista, skomponował kilka pieśni o Matce Bożej z Lourdes, które wierni chętnie śpiewają.
W pierwsze środy każdego miesiąca gromadzą się w kościele osoby związane z ruchem hospicyjnym. W domu zakonnym księży marianów, przy kościele, ma swoją siedzibę stowarzyszenie lekarzy, pielęgniarek, wolontariuszy i członków rodzin osób chorych na raka - Hospicjum Domowe. Stowarzyszenie wspaniale wyposażyła w niezbędny sprzęt fundacja szwedzka. Dzięki szczodrobliwości sponsorów i opiece duchowej miejscowych duszpasterzy - dzieło dynamicznie się rozwija.
Uzdrawia Chrystus
- Pracownicy hospicjum, którzy pracują samodzielnie obok nas - mówi Ksiądz Proboszcz - są zawsze z nami podczas środowych nabożeństw; dzielą z nami to przeświadczenie, że Chrystus uzdrawia na drodze ewangelizacji, którą obejmujemy ludzi dotkniętych niemocą duszy czy ciała. Wezwanie Ojca Świętego Jana Pawła II do nowej ewangelizacji odczytujemy w kontekście liturgii Kościoła.
To nie Matka Boża uzdrawia - mówi ks. Mariusz Jarząbek, kapelan hospicjum. - Ona jest naszą Orędowniczką, ale wskazuje na Jezusa, Jego o łaski prosi... Każde uzdrowienie ma swoje źródło w Kościele, który głosi Dobrą Nowinę i żyje nią na co dzień; kiedy przepowiada Chrystusa, On swoją obecność potwierdza znakami uzdrowień.
Grzech niszczy nasze siły
- Ludzie składają świadectwa doznanych łask za sprawą Matki Bożej - relacjonuje Ksiądz Proboszcz. - A my, marianie, jesteśmy powołani do tego, aby krzewić pobożność maryjną zakorzenioną w Biblii - w świetle Chrystocentrycznej nauki ostatniego Soboru.
Wszyscy księża pracujący na Wileńskiej studiowali mariologię. Ksiądz Edward ponadto zgłębiał dzieła patrologów. W pracy magisterskiej dociekał, czym jest grzech według św. Augustyna. Zdobyta podczas studiów wiedza bardzo mu się przydaje w konfesjonale. Często musi stawiać czoło ludziom odchodzącym od wiary, domagającym się natychmiastowej pomocy... - Niestety - ubolewa - emocje penitentów nie sprzyjają dialogowi. Nigdy jednak nie wyjaśniam istoty grzechu w aspektach prawnych, staram się mówić obrazowo, jak w Psalmach. Grzech niszczy nasze siły witalne, jest „spętaniem", „zniewoleniem", „słabością". Grzech degraduje człowieka, choć pokusy bywają intrygujące, nawet przyjemne... W rozmowach z parafianami wyraźnie wychodzi to na jaw. Na szczęście ludzie mają sumienia. Jeśli Jezus uzdrawia, to zaczyna od sumienia, od serca, od ducha... Mówię penitentom: jeśli dobrze przygotowujemy się do spowiedzi, do sakramentu pojednania z Bogiem i ludźmi, to otwieramy się na uzdrowieńcze działania.
Metoda don „Pi Gi" Periniego
Ksiądz Edward przyszedł na warszawską Pragę po pięciu latach kapłaństwa bez gotowego modelu duszpasterstwa. Obserwując parafię, stwierdził, że wbrew obiegowym opiniom jest dość aktywna i rozmodlona. Owszem, żyją w niej też ludzie na bakier z prawem ludzkim i Bożym. Ale gros wiernych tworzy Żywy Różaniec, Legion Maryi, zespół charytatywny, chór kościelny... Ksiądz Proboszcz koordynuje pracę tych zespołów.
Niedawno pani Katarzyna Kotońska, parafianka ze wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym, odkryła „coś rewelacyjnego": „metodę komórek" don „Pi Gi" Periniego, kapłana z mediolańskiej diecezji.
Ksiądz Proboszcz chcąc osobiście się przekonać, na czym polega owa „metoda" - opisana w książce Giuseppe Macchioniego „Ewangelizacja w parafii" - pojechał do Mediolanu do parafii św. Eustorgiusza, która jako pierwsza w Europie zaczęła żyć „metodą komórkową"; opartą na 120 małych zespołach parafialnych, zwanych komórkami. Ksiądz Edward przekonał się, iż członkowie wspólnoty mediolańskiej ewangelizują siebie wzajemnie i najbliższe swe otoczenie... Rzecz polega na prostym dzieleniu się doświadczeniem wiary.
- Wszystkie komórki mają swoich liderów. Jesteśmy na etapie wyłaniania się pierwszych liderów - mówi z radością Ksiądz Proboszcz. A mamy czym się dzielić w parafii. I cieszę się z tego tak, jak dziesięć lat temu don „Pi Gi" Perini, któremu „marzyła się parafia w Ogniu Pięćdziesiątnicy". Taką spotkał w Pembroke Pines na Florydzie. Ujrzał tam ludzi naprawdę przejętych wezwaniem Jezusa: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię (Mk 16,15).
Uśpiony gigant
- Nasze parafie - mówi Ksiądz Proboszcz - przypominają niedźwiedzia w letargu, uśpionego giganta, w którym krew płynie w zwolnionym tempie i nie dociera do najdalszych tkanek. A Jezus na początku swojej działalności apostolskiej powiedział: Idźcie i głoście: «Bliskie jest królestwo niebieskie» (Mt 10,7). Nie możemy więc czekać, aż oddaleni sami się przybliżą, ani też i szukać ich nie wiadomo gdzie. Jezus mówi, aby ewangelizować jakby po drodze - to znaczy wszędzie, gdzie żyjemy. Jezus rozkazuje Gerazeńczykowi, którego uwolnił od złych duchów: Wracaj do domu, do swoich i opowiadaj im wszystko, co Pan ci uczynił i jak ulitował się nad tobą (Mk 5,19). Te słowa stanowią podstawę do ewangelizacji - w rodzinach, w sąsiedztwie, w pracy, wśród znajomych. Słowem, tam, gdzie nawiązywane są stale relacje osobowe. Nie trzeba stwarzać specjalnych okazji; wystarczy wykorzystać te, które już istnieją. Celem komórek jest m.in.: utrzymywanie bliskości z Chrystusem, dzielenie się Nim z innymi, służba w Kościele, wzajemne dawanie i otrzymywanie wsparcia, pogłębianie tożsamości katolickiej.
Owszem, trzymamy się zawsze programu duszpasterskiego zalecanego przez naszą Kurię, ale wprowadzamy też doń nowe, własne akcenty. Chciałbym m.in. dla liderów komórek co roku urządzać rekolekcje, choćby typu „Kursów Filipa", które naprawdę doprowadzają do osobowego spotkania z Jezusem. Ewangeliczny Filip na drodze do Samarii zbliża się do czarnego Etiopa, zatopionego w Księdze Izajasza; ów urzędnik czyta, ale w istocie nie wie co. Filip wyjaśnia mu treść Księgi - ewangelizuje. Cóż stoi na przeszkodzie, aby przedstawiciele komórek wychodzili na spotkania swoim Etiopom.
Kapliczki w podwórkach
- Specyficzną formą naszej pracy ewangelizacyjnej - ciągnie dalej ks. Edward - są nabożeństwa przy kapliczkach praskich (jest ich na terenie parafii 27). W maju ubiegłego roku uświadomiłem sobie, że Pan Bóg stwarza nam okazję do bezpośredniego kontaktu z wiernymi, abyśmy mogli wspólnie dzielić się Ewangelią pod ich domami.
- Mieszkam na Białostockiej już 30 lat - mówi pani Maria. Długo przechodziłam obok praskich figur Matki Bożej tak, jak przechodzi się obok drzewa czy latarni. Teraz, gdy tuż przy blokach powstała kapliczka Matki Bożej Praskiej, nie przejdę, zanim nie odmówię przynajmniej „Ojcze nasz" i „Zdrowaś Mario".
- Uczestniczyłem w ubiegłym roku w 25 nabożeństwach wokół kapliczek - mówi starszy jegomość ze Stalowej - są mi bliskie, bo razem ze mną przeżyły Powstanie Warszawskie. A pod figurą Matki Bożej na Wileńskiej nawet w najtrudniejszych chwilach wojny zawsze paliły się płomyki świec. To były znaki nadziei, które nas krzepiły. Figura Matki Bożej Praskiej wyrzeźbiona przez Jerzego Machaja także jest symboliczna. Dziś, kiedy miasto pstrzy się demoralizującymi plakatami, nowa figura ufundowana przez parafian jest wyrazem ich przywiązania do wartości chrześcijańskich.
- Te kapliczki nas integrują - mówi Krystyna Jędrysiak, opiekunka jednej z nich przy Czynszowej 4, przedstawicielka wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym. Księża nasi poprzez spotkania z nami w praskich bramach i podwórkach stają się nam bliżsi, są jednymi z nas. Ufamy im i chętnie angażujemy się w życie parafialne. Do niedawna nie czułam się związana z parafią. Teraz dzięki księżom, zwłaszcza Markowi i Mirkowi, czuję się w niej jak w rodzinie.
Duszpasterze i Siostry Eucharystki
Ks. Krzysztof Zembrzycki jest opiekunem kościelnych służb porządkowych, prowadzi katechumenat przedmałżeński i katechumenat dorosłych. Ks. Mirosław Jarząbek opiekuje się wspólnotą „Sprawni inaczej". W każdą ostatnią niedzielę miesiąca po Mszy św. o 15. gromadzi w kościele osoby upośledzone umysłowo i fizycznie - oraz ich rodziców - a potem w świetlicy spotyka się z nimi na wspólnej agapie. Ks. Mirosław Żurawski przygotowuje młodzież do sakramentu bierzmowania. W każdą środę zaś spotyka się z grupą Anonimowych Alkoholików - „Lurd".
Ks. Marek Jarosz bez reszty oddany jest młodzieżowej i dziecięcej scholi. Kierownikiem duchowym Franciszkańskiego Zakonu Świeckich jest ks. Waldemar Oskiera. Są także w mariańskiej wspólnocie trzej bracia scholastycy: Jacek Poniechtera, Piotr Śliwa i Radek Porada. A nad całą mariańską rodziną na Wileńskiej czuwa przełożony domu - gorliwy kapłan, spowiednik i opiekun duchowy sióstr i braci - ks. Michał Rymar.
- Cóż my znaczymy bez naszych parafian - mówią kapłani. Jesteśmy im przypisani i oni nas mobilizują do aktywności, do patronowania ich dziełom. Pomagają nam w tym Siostry Eucharystki. Siostry z zakonu założonego w 1923 r. przez o. Jerzego Matulewicza na Wileńszczyźnie. Przyjechały na Wileńską w 1945 r.
- Jestem zakrystianką - mówi s. Teresa Kurzyna. - Ale często zajmuję się też ubogimi. Wiadomo, gdzie najpierw kierują swoje kroki potrzebujący... Ludzie nawet po kromkę chleba przychodzą - do zakrystii. Nie odmawiamy pomocy nikomu.
- Pomaganie ludziom wpisane jest w nasz charyzmat - dopowiada s. Joanna Wilk, przełożona dziewięcioosobowej wspólnoty. Długie godziny spędzamy na adoracji Najświętszego Sakramentu i staramy się - jak umiemy najlepiej - służyć parafii. Między innymi pracujemy w katechezie, w kancelarii, w grupach charytatywnych i w kuchni...
Serduszko dla dzieci
- U nas, proszę pana, od rana do nocy coś się dzieje w kościele i wokół kościoła - mówią młodzi parafianie. - W świetlicy działającej pod patronatem „Stowarzyszenia Serduszko dla Dzieci" zawsze jest bardzo gwarno i radośnie. Przedstawiciele Stowarzyszenia przedstawiają się... i - Jesteśmy grupą studentów Wydziałów - Psychologii, Resocjalizacji i Historii Uniwersytetu Warszawskiego. To, co obecnie robimy, trwa od początku 1995 roku - zaczęto się od pomysłu naszego przyjaciela, ks. Edwarda Tomczyka. Chciał, byśmy zorganizowali dla praskich dzieci wyjazd na Święta Wielkanocne. Zorganizowaliśmy. Później zaczął funkcjonować Nasz Klub - świetlica środowiskowa.
Obecnie Nasz Klub jest otwarty siedem dni w tygodniu. W ramach zajęć proponujemy dzieciom gry i zabawy, posiłek (samodzielnie przez nie przygotowywany), wspólne odrabianie lekcji, śpiewanki, zajęcia tematyczne, wycieczki, konkursy, koła zainteresowań (gitarowe, plastyczne, sportowe, fotograficzne). Kontaktujemy się z rodzicami i szkołami naszych wychowanków. Organizujemy dla nich wyjazdy na kolonie letnie, a dla najbardziej potrzebujących także na święta Bożego Narodzenia i Wielkanoc.
Aby zdobyć fundusze na funkcjonowanie świetlicy, wydajemy gazetkę parafialną, z której dochód przeznaczany jest na potrzeby naszego Klubu. Piszemy także do różnych instytucji prośby o dofinansowanie.
Spełnienie marzeń
- Naszym zadaniem jest ewangelizowanie - podkreśla Ksiądz Proboszcz. Owszem, nasza ewangelizacja ma charakter maryjny w tym sensie, że Maryja w swym orędziu z Lourdes wzywa do nawrócenia, czyli odnowy ewangelizacyjnej. To jest wyzwanie dla wszystkich pracujących w parafii. To jest wyzwanie dla mnie. Jestem Ślązakiem. Pochodzę z miejscowości, gdzie czcią otoczona była figura Matki Bożej, tam zwanej Naszą Panienką. Jako kleryk ubolewałem, że nie znajduje się Ona w prezbiterium... Gdy przyszedłem pierwszy raz na Wileńską i zobaczyłem figurę Matki Bożej w centrum świątyni, przeszył mnie dreszcz. Pomyślałem: masz to, o czym marzyłeś.
Ta kopia Matki Bożej z Lourdes, ufundowana przez możną parafiankę w latach międzywojennych, przyciąga do siebie rzesze wiernych nie tylko w uroczystości patronalne i odpustowe. Także 7 października, w rocznicę konsekracji świątyni, 30 maja, w Święto Nawiedzenia, mamy tu nieprzebrane tłumy pielgrzymów.
Warto powiedzieć, że nasz mariański ośrodek zbudowała w latach 1900-1919 fundacja ziemian Mańkowskich z Podola. Był tu zakład wychowawczy dla chłopców. Po pierwszej wojnie światowej zakład funkcjonował jako ochronka.
Pierwsza kaplica pod wezwaniem Matki Bożej z Lourdes została poświęcona w czerwcu 1935 r. przez kard. Rakowskiego. Dom Zakonny Księży Marianów erygowano w 1937 r. Dopiero w styczniu 1951 r. kard. Stefan Wyszyński erygował tu parafię. Odkąd w niej jesteśmy, promujemy maryjną pobożność kultyczną, ale w wymiarze praktycznym.
- Byłem kiedyś sceptyczny co do pobożności maryjnej - wyznaje ks. Edward. - W latach osiemdziesiątych kojarzyła mi się z pielgrzymkami do miejsc świętych, które - jak sądziłem - były zdominowane przez polityczne manifestacje. Aż w roku 1982 dane mi było stanąć przed cudownym wizerunkiem Jasnogórskiej Pani - dwa razy. Za każdym razem odczuwałem przyśpieszone bicie serca. Pracowałem wtedy jako katecheta. Dochodziłem trzydziestki. Wkrótce jeden z moich uczniów przyniósł mi obrazek z mariańskiego Lichenia i niebawem znalazłem się w mariańskiej wspólnocie. Jestem z tego dumny. Obecnie w warszawskim Lourdes chcę z Maryją prowadzić wiernych do Chrystusa. Zapalić ich ogniem miłości, jaki zapłonął w Wieczerniku...
Parafia już w tym ogniu staje. Zachęcam wszystkich do współpracy, aby przekonali się o tym osobiście.