sanktuaria w Polsce
Tarnowski klasztor jest najstarszym — po macierzystym konwencie krakowskim — do dziś istniejącym ośrodkiem bernardyńskim w Polsce. W tym roku zakonnicy w brązowych habitach obchodzą podniosły jubileusz 550-lecia obecności w tym pięknym, renesansowym, galicyjskim mieście.
Bernardynki miały w Tarnowie własny klasztor od 1550 roku dzięki fundacji hetmana wielkiego koronnego Jana Tarnowskiego, który nadał architekturze miasta renesansowy charakter. Obecny klasztor i kościół wybudowano jednak już pod patronatem kolejnych właścicieli miasta: Ostrogskich i Sanguszków. Malowniczo usytuowany na stoku wzgórza tarnowskiej starówki łączy kilka stylów z widoczną przewagą niewystawnego baroku. Jest jedynym tarnowskim kościołem, do którego wchodzi się schodkami w dół. Przed zaborami bowiem ulicą Bernardyńską wiódł główny trakt z zachodu na wschód. Ciągłe nadsypywanie bitej drogi sprawiło, że wejście, które kiedyś było na jej poziomie, obniżyło się.
W kościele szczególną popularnością cieszą się wtorkowe nabożeństwa do św. Antoniego wraz z nowenną odbywającą się przez dziewięć tygodni przed odpustem ku jego czci. Piątki są poświęcone kultowi Miłosierdzia Bożego, który koncentruje się w kaplicy łaskami słynącego obrazu Pana Jezusa Cierpiącego i Matki Bożej Bolesnej. Czcią otaczani są bernardyńscy święci: Szymon z Lipnicy i Jan z Dukli. W krużgankach wielu ludzi modli się przed poświęconym Matce Bożej tryptykiem ołtarzowym z pierwszej połowy XVII wieku. Od 1941 roku istnieje przy klasztorze kuchnia dla ubogich utrzymywana z datków wiernych do puszki św. Antoniego. Jeszcze niedawno z braku miejsca jedzenie podawano „na wynos”, przed dwoma laty jednak wybudowano nowy budynek z jadalnią. Stanowi on wotum dziękczynne diecezji i klasztoru za kanonizację św. Szymona pochodzącego z Lipnicy znajdującej się na terenie diecezji.
W świadomości ogółu tarnowian bernardyni są jednak obecni przede wszystkim dzięki najsłynniejszej w regionie ruchomej szopce bożonarodzeniowej. Chyba każdy z mieszkańców miasta nosi w pamięci magiczne wręcz wspomnienie ludowych postaci kowala, drwala i dzwonnika zakonnego miarowo wykonujących swoje prace w otoczeniu betlejemskiego żłóbka. Swego czasu w okolicach stajenki pojawiła się nawet figurka Adama Małysza. W ostatnich latach dodatkowo organizuje się żywą szopkę. Maluchy mogą przyglądać się barankom, osiołkom, ozdobnemu ptactwu domowemu, a nawet krowie szkockiej, lamie i wielbłądowi syberyjskiemu! Starsi przywołują czasy, gdy w klasztornym ogrodzie były najpiękniejsze kwiaty, rozsady, ziemia ogrodowa oraz owoce. Jak wspominają, do zaopatrzenia okolicznych sklepów bernardyni użyczali w tych czasach konia. Franciszkański rys obecności zakonników w Tarnowie podkreśla tradycyjna Msza św. z błogosławieństwem zwierząt odprawiana na dziedzińcu tuż obok figury świętego z Asyżu w niedzielę po jego wspomnieniu liturgicznym.
O tarnowskim kościele i klasztorze bernardynów nie mogę pisać obojętnie. Związane są z nim dzieje mojej familii będące przedmiotem wielu opowiadań. Dziadek Józef, szewc cholewkarz, przedstawiciel przedwojennego etosu rzemieślniczego, mocno angażował się w duchowość franciszkańską i działalność przy klasztorze. Chyba najbardziej poruszał go ołtarz św. Józefa Rzemieślnika z pięknym obrazem Opiekuna Świętej Rodziny. Babcia Wanda do dziś codziennie rano chodzi na Eucharystię. Mój ojciec uczęszczał do klasztoru na katechezy i jako ministrant recytował łacińskie formułki Mszy trydenckiej. Przechadzka tarnowskich bernardynów często obejmowała przystanek w domu przy uroczej uliczce Przesmyk na Starym Zabłociu. Ja sam przez 8 lat byłem w tym kościele ministrantem. Od tamtejszych braci uczyłem się franciszkańskiego nastawienia do rzeczywistości. Przy każdej sposobności odwiedzam tarnowskich bernardynów, a oni podejmują mnie gościnnie. Ten kościół to dla mnie miejsce najbardziej święte.