święci

Św. Jakub Starszy
Ks. Waldemar Chrostowski

Imię Jakub jest tłumaczeniem Iákobos, greckiej formy hebrajskiego imienia Yaaqow, które nosił patriarcha biblijnego Izraela, brat Ezawa, syn Izaaka i wnuk Abrahama (Rdz 25,26; 27,36). Wykazy apostołów podane w Ewangelii według św. Mateusza (10,2–3) i św. Marka (3,17–18) wymieniają dwie osoby o imieniu Jakub, a mianowicie Jakuba syna Zebedeusza oraz Jakuba syna Alfeusza

Rozróżnia się ich po przydomkach, które otrzymali: Jakub Starszy (Większy) oraz Jakub Młodszy (Mniejszy). Przydomki wskazują rolę, jaką każdy z nich odegrał podczas ziemskiego życia Jezusa, a następnie w Kościele apostolskim. W tradycji i pobożności chrześcijańskiej bardziej znany jest Jakub Starszy, podczas gdy syn Alfeusza pozostaje niejako w jego cieniu.

W gronie pierwszych powołanych

O wysokiej pozycji Jakuba Starszego w gronie dwunastu najbliższych uczniów, a następnie apostołów Jezusa, świadczy fakt, że w nowotestamentowych wykazach ich imion zajmuje on drugie miejsce, zaraz po Piotrze, jak to jest w Ewangelii według św. Marka (3,17), bądź trzecie, po Piotrze i Andrzeju, jak w Ewangelii według św. Mateusza (10,2–4) i Łukasza (6,14), a także w Dziejach Apostolskich, gdzie wymienia się go po Piotrze i Janie (1,13).

Epizod powołania Jakuba został przedstawiony w pierwszej i drugiej Ewangelii kanonicznej. Pierwsze spotkanie z Jezusem miało miejsce nad Jeziorem Galilejskim, po jego północno-zachodniej stronie, czyli między Tyberiadą a Kafarnaum. Najpierw Jezus powołał Piotra i jego brata Andrzeja (Mt 4,18–20; Mk 1,16–18), którzy natychmiast, zostawiwszy sieci, poszli za Nim. Zaskakująca jest gotowość, z jaką obaj bracia odpowiedzieli na głos powołania. A gdy Jezus udał się stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci, Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim (Mt 4,21–22; por. Mk 1,19–20). Także ci dwaj bracia okazali się podatni na słowo Jezusa.

Jakub i Jan pod okiem ojca zajmowali się poławianiem ryb w Jeziorze Galilejskim. Było to wystarczające źródło utrzymania rodziny, zapewniało jej godziwe warunki życia oraz wysoką pozycję materialną i społeczną. Ich gotowość i zdecydowanie są większe niż Piotra i Andrzeja, ponieważ zostawili nie tylko swoją łódź, która była niezbędnym narzędziem zarobkowania, lecz także własnego ojca. Widać więc, że pójście za Jezusem wymaga całkowitej ofiary, a nawet osłabienia czy zerwania więzi rodzinnych. Stary Testament nie stawiał takich wymagań! Powołanie Jakuba i Jana uwypukla zatem radykalną nowość osoby i posłannictwa Jezusa. Pójście za głosem powołania umożliwia niezwykłą bliskość z Mistrzem, ale dochodzi ona do skutku dzięki zerwaniu wielu istniejących i utrwalonych więzi. Podobny charakter miało powołanie Abrahama, którego Bóg wezwał do opuszczenia ojczyzny, miasta i domu rodzinnego (Rdz 12,1–3), czyli wszystkiego, co wyznaczało jego dotychczasowe bytowanie.

Na górze Tabor, przy córce Jaira i w Getsemani

Wśród ewangelicznych wzmianek o Jakubie Starszym wyróżniają się trzy, z których dwie pierwsze mocno kontrastują z trzecią. Pierwsza dotyczy przemienienia Jezusa, który wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam się przemienił wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe, tak jak żaden na ziemi folusznik wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem (Mk 9,2–4; por. Mt 17,1–8; Łk 9,28–3). Jakub ujrzał Mistrza w Jego niebiańskiej chwale, rozmawiającego z Mojżeszem i Eliaszem, to jest dwoma kluczowymi bohaterami wiary Pierwszego Przymierza. Staje się jasne, że Boży plan zbawienia stanowi spójną całość, bo w Jezusie znajdują całkowite potwierdzenie i w pełni się urzeczywistniają odwieczne nadzieje i obietnice mesjańskie.

Niezwykłe wydarzenie to nie cud, który miał zaskoczyć i zdumiewać uczniów, ale znak, który miał ich przygotować na wszystko, co w losie Jezusa było najtrudniejsze, czyli na Jego mękę i śmierć. Była to zarazem swoista antycypacja zmartwychwstania. Gdy widzenie skończyło się i zeszli z góry, wtedy Jezus przypomniał zapowiedzi, które w księgach świętych biblijnego Izraela dotyczyły Syna Człowieczego: Ma On wiele cierpieć i być wzgardzony (Mk 9,12). Od tej pory zapowiedzi męki, która miała się stać Jego udziałem w Jerozolimie, stały się coraz częstsze; budziły lęk, przerażenie, a nawet sprzeciwy uczniów. Wyobrażali sobie oni bowiem dzieło odnowy Izraela po swojemu i akcentowali to, co w księgach świętych wskazywało na splendor i potęgę, a więc było rezultatem triumfalistycznego rozumienia misji Mesjasza. Tymczasem Jezus cierpliwie wprowadza ich w tajemnicę wyrażoną słowami: „Zbawienie przyszło przez krzyż”.

Inną ważną wzmiankę o Jakubie natrafiamy w narracji o wskrzeszeniu córki Jaira (Mk 5,35–43). Udając się do domu przełożonego synagogi, którego dwunastoletnia córka umarła, Jezus nie pozwolił nikomu iść ze sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego (w. 37). Tam wszyscy trzej stali się świadkami przywrócenia zmarłej do życia i przekonali się, że moc Jezusa jest silniejsza niż śmierć. Pamięć o tym wydarzeniu musiała towarzyszyć Jakubowi przez całe życie, a chociaż męka i śmierć Jezusa ją przytłumiła i osłabiła, odnowiła się ona z nową mocą w blasku Chrystusowego zmartwychwstania.

Trzecia wzmianka o Jakubie pojawia się w opowiadaniu o modlitwie Jezusa w Ogrójcu. Gdy tam przybył, rzekł do swoich uczniów: „Usiądźcie tutaj, Ja tymczasem się pomodlę”. Wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i począł drżeć oraz odczuwać trwogę. I rzekł do nich: „Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie” (Mk 14,32–34). Jakub, podobnie jak Piotr i Jan, otrzymał propozycję szczególnego współuczestniczenia w ostatnich chwilach Jezusa na wolności. Wszyscy oni byli świadkami Jego cierpienia i upokorzenia; oglądali je na własne oczy, a zarazem widzieli Jego bezgraniczne zaufanie do Ojca. Ten, którego niedawno oglądali w blasku i chwale, teraz doznawał ucisku i był bliski śmierci. Wkrótce stanie się jasne, że chwała Jezusa znajduje wyraz nie w zbrojnym pokonaniu Jego przeciwników, ale we wszechogarniającym zwycięstwie nad złem.

Trzykrotnie Jezus zastał swoich wybrańców śpiących (Mk 14,37–41 i par.). Wygląda na to, że poniósł porażkę, bo nie towarzyszyli Mu tak jak powinni w dramatycznych okolicznościach bezpośrednio poprzedzających Jego pojmanie, skazanie na śmierć i mękę. Lecz znaczenie dramatu krzyża stało się widoczne dzięki zmartwychwstaniu, które ostatecznie otworzyło oczy uczniom i wyrwało ich z marazmu i letargu, umożliwiło zrozumienie osoby i losu Jezusa w świetle mesjańskich zapowiedzi Starego Testamentu, które wskazywały na Mesjasza cierpiącego.

Ideał prawdziwej wielkości

W dwóch Ewangeliach kanonicznych znajduje się poruszający fragment, który świadczy o aspiracjach Jakuba i jego brata Jana. Marek napisał: Wtedy podeszli do Niego synowie Zebedeusza, Jakub i Jan, i rzekli: „Nauczycielu, pragniemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy”. On ich zapytał: „Co chcecie, żebym wam uczynił?” Rzekli Mu: „Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie” (Mk 10,35–37). W Ewangelii św. Mateusza tę samą prośbę przedstawia Jezusowi nie Jakub ani Jan, lecz ich matka (Mt 20,20–21). Być może w ten sposób tradycja wczesnochrześcijańska próbowała osłabić dosadność prośby dwóch uczniów, chociaż nie można wykluczyć, że obie sytuacje miały miejsce, gdyż to, o co prosili obaj bracia, mogło też być przedmiotem równoczesnych zabiegów ich matki. Podobne aspiracje mieli zresztą również pozostali uczniowie, wśród których dochodziło do sporów o pierwszeństwo (Mk 9,33–37; por. Mt 18,1–5; Łk 9,46–48).

Nie podlega dyskusji, że na tym etapie ziemskiego życia Jezusa dwaj bracia, Jakub i Jan, towarzyszyli Mu, oczekując sowitej nagrody za wyrzeczenia i trudy. Jezus odpowiedział: Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony? (Mk 10,38). Jakub i Jan raz jeszcze wyrazili pełną zgodę i gotowość, jednak pojmowali przyszłość po swojemu. Ofiarowali ją Bogu, ale widzieli w perspektywie sowitą nagrodę, podczas gdy Jezus przyjął ich deklarację, lecz sam wyznaczył los Jakuba – jako pierwszy z apostołów miał on ponieść śmierć męczeńską.

Ewangelia według św. Łukasza zachowała jeszcze jeden rys charakteru synów Zebedeusza. Gdy Jezus z uczniami zamierzał przejść przez Samarię, która oddziela Galileę od Judei, wysłał posłańców, by przygotowali Mu pobyt, ale spotkali się oni z odmową. Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: „Panie, czy chcesz, byśmy powiedzieli: Niech ogień spadnie z nieba i pochłonie ich?” (Łk 9,54). Jezus zabronił takiego postępowania, ale to wydarzenie świadczy o porywczym usposobieniu obu braci. Byli gotowi używać wszelkich środków, by skutecznie zaprowadzać sprawiedliwość tam, gdzie uznawali to za konieczne. Ewangelista Marek nadmienia, że Jezus nadał Jakubowi i Janowi przydomek Boanerges, czyli „synowie gromu” (Mk 3,17).

U narodzin Kościoła

Po mroku Wielkiego Piątku i Wielkiej Soboty nadeszła radosna wieść wielkanocnego poranka. Jakub, tak samo jak pozostali apostołowie, odczytał na nowo sens swego powołania, bliskiej obecności z Jezusem i zadanie, któremu teraz miał sprostać. Wyraziwszy pełną gotowość na przyjęcie powołania, doświadczył zarazem boleśnie swojej słabości. „Łódź” u początków drogi z Jezusem symbolizowała bezpieczeństwo, które Jakub pozostawił na rzecz zaufania Temu, który go powołał. Okazało się jednak, że nie oddał Mu wszystkiego, lecz zachował pewną część życia oraz losu dla siebie, a to w chwili próby doprowadziło do zachwiania wierności. Zachwiania, ale nie przekreślenia! Podobne doświadczenie stało się udziałem pozostałych uczniów, chociaż najdotkliwiej przeżywali je zapewne ci, których Jezus wyróżnił i przygotowywał na trudny czas swojego cierpienia, upokorzenia i pogardy.

Po wniebowstąpieniu Pana uczniowie wrócili do Jerozolimy i udali się do „sali na górze”, gdzie kilka tygodni wcześniej spożywali Ostatnią Wieczerzę. Autor Dziejów Apostolskich dodaje: Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi Jego (Dz 1,14). Coraz wyraźniej postępuje ich dojrzewanie w wierze, które osiągnie nowy impuls w dniu Pięćdziesiątnicy, gdy zebrani zostaną umocnieni Duchem Świętym i Jego życiodajną mocą (Dz 2,1–36). Odtąd grono najbliższych uczniów Jezusa przeobrazi się w Jego najwierniejszych apostołów, gotowych do mężnego świadczenia o Nim aż „po krańce ziemi” i przelania swojej krwi.

Wierność po ofiarę z życia

Od początku położenie wyznawców Chrystusa było bardzo trudne. Napotykali silne sprzeciwy i opór, a czasem również wrogość i prześladowania ze strony swoich żydowskich rodaków, którzy nie uwierzyli w Jezusa. Na początku lat 40. I w., najprawdopodobniej w 42 roku, sytuacja była tak nabrzmiała, że doszło do otwartych i krwawych prześladowań. W tym także czasie – czytamy w Dziejach Apostolskich – król Herod zaczął prześladować niektórych członków Kościoła. Ściął mieczem Jakuba, brata Jana, a gdy spostrzegł, że to się spodobało Żydom, uwięził nadto Piotra (12,1–2). Prześladowca to Herod Agryppa I, wnuk Heroda Wielkiego, który panował w Palestynie w latach 41–44.

Relacja Dziejów Apostolskich jest lakoniczna, jakby jej autor, św. Łukasz, nie chciał rozwodzić się nad tym, co się wydarzyło. Śmierć Jakuba bardzo przypomina śmierć Jana Chrzciciela, aczkolwiek o okolicznościach tej drugiej wiemy znacznie więcej. Jakub zajmował wysoką pozycję w Kościele jerozolimskim. Jego gorliwość posunięta do przyjęcia męczeńskiej śmierci potwierdza, że na pewnym etapie życia położył kres wszelkim jednostronnym rachubom i nadziejom, wychodząc poza próg doczesności, ku horyzontom wieczności otwartym przez Jego Mistrza. Wraz ze śmiercią Jakuba Kościół apostolski otrzymał kolejnego męczennika, który – jak wcześniej diakon Szczepan – życiem potwierdził wiarę w Jezusa jako Mesjasza i Syna Bożego. Dawanie świadectwa, posuniętego aż do krwi, jest odtąd postrzegane jako obowiązek chrześcijanina. Łukasz nie zamieszcza żadnego uzasadnienia tego, co się wydarzyło. Jakub przyjmuje swój los jako naśladowanie drogi Pana, którą On sam zapowiadał i przeszedł.

Patron pielgrzymów

Ważnym uzupełnieniem i dopowiedzeniem historii jest legenda, czyli opowiadanie, w którym pamięć jest obficie karmiona przywiązaniem, uznaniem i emocjami. Według tradycji starochrześcijańskiej, której świadkiem jest Izydor z Sewilli (560–636), Jakub udał się przed śmiercią do dzisiejszej Hiszpanii, to znaczy na ówczesne zachodnie rubieże Imperium Rzymskiego, by tam głosić Chrystusa. Z historycznego punktu widzenia wydaje się to mało prawdopodobne, zważywszy że musiałoby nastąpić już w latach 30. I wieku, czyli wkrótce po śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Inna tradycja podaje, że ciało apostoła po męczeńskiej śmierci zostało przeniesione z Jerozolimy do Santiago de Compostela w północnej części Półwyspu Iberyjskiego, nad Atlantykiem, i tam ze czcią złożone. Miasto to stało się celem pielgrzymek z całej Europy i spoza niej, a żywy kult św. Jakuba rozprzestrzenił się stamtąd na cały stary kontynent. Sanktuarium otrzymało nazwę Finisterrae („koniec świata”), bo jest to najbardziej wysunięte w Europie na zachód docelowe miejsce camino, czyli pielgrzymowania. Jakub jest patronem Hiszpanii i kilku innych narodów. Częstotliwość pielgrzymowania do Santiago de Compostela sprawiła, że powstało wiele szlaków, które złożyły się na tzw. Drogę św. Jakuba, przy której powstały kościoły i kaplice, hospicja i szpitale. Zachowały się także liczne relacje z pielgrzymek skomponowane utwory muzyczne itp.

W ikonografii chrześcijańskiej św. Jakub Starszy jest przedstawiany ze zwojem Ewangelii oraz kijem pielgrzymim w ręku, co podkreśla jego bezgraniczne oddanie się głoszeniu Dobrej Nowiny oraz wymownie ilustruje charakter i przeznaczenie życia chrześcijańskiego, które z natury jest pielgrzymowaniem.