święci

Św. Antoni Egipski
Jan Stanisław Partyka

Pierwszy zakonodawca urodził się w 251 roku w małej wiosce położonej w cieniu już wtedy starożytnej piramidy w Medum, w pobliżu miasta Heraklea założonego przez Ptolomeuszów w środkowym Egipcie.

Wychowywany był w wierze chrześcijańskiej, a jego rodzice, chociaż posiadali wielki majątek, byli bardzo pobożni. Jako rodowici Egipcjanie, chcąc uchronić syna od zepsucia, jakie wówczas panowało wśród młodzieży wychowywanej w helleńskich szkołach, kształcili Antoniego w domu i bardziej mieli na względzie ćwiczenie go w cnotach niż kształcenie w próżnych światowych naukach. Dlatego Antoni, który nigdy nie poznał greckiej mowy (mówił i pisał głównie po koptyjsku) był wolny od pokus pogańskiej mądrości helleńskiej.

Głos Boga

W osiemnastym roku życia, kiedy stracił rodziców, został panem znacznych posiadłości ziemskich. Chociaż dysponował wielkimi dobrami, nieustannie miał na myśli uczniów Chrystusa, którzy aby pójść za swym Mistrzem, wszystko porzucili. Pewnej niedzieli wszedł do kościoła, kiedy właśnie czytano w języku koptyjskim słowa Zbawiciela wypowiedziane do bogatego młodzieńca: Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i daj ubogim a będziesz miał skarb w Niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną (Mt 19,21). Niezwłocznie spełnił tę radę ewangeliczną, rozdając pieniądze ze sprzedaży majątku ubogim. Zatrzymał tylko tyle, ile potrzebował na skromne utrzymanie siebie i swojej jedynej siostry. Jednak i tego było za dużo, gdyż Bóg miał wobec niego inne plany. Kiedy Antoni wolnym już sercem usłyszał słowa Ewangelii: Nie martwcie się o jutro (Mt 6,34), z radością rozdał i tę resztę majątku biednym, a siostrę oddał pod opiekę żyjącym w okolicy mniszkom.

Wyjście na pustynię

Wsłuchany w głos Boga wyruszył na pustynię. Nie odszedł jednak daleko, zamieszkał w starym grobowcu egipskim, zapewne mastabie jakiegoś nieznanego dostojnika z zamierzchłych już wówczas czasów faraońskich.

To odejście na pustynię, czyli po grecku anachoreza, oraz odejście od świata żyjących, czyli zamknięcie się w grobowcu, stało się początkiem ruchu monastycznego, który zmienił rozpadający się wówczas świat antyczny. Z grobowca, w którym zamknął się patriarcha Antoni, wyszło światło, które niczym poranek Zmartwychwstania rozświetliło mroki nadchodzących ciemnych wieków i legło u podstaw chrześcijańskiej Europy.

Walka z szatanem

Antoni musiał jednak stoczyć najpierw walkę na śmierć i życie ze złym duchem. Jako młodzieniec i początkujący asceta chrześcijański był niedoświadczony w tego rodzaju zapasach, a zły duch uderzył w niego z całą gwałtownością, aby najrozmaitszymi pokusami odwieść go z podjętej drogi.

Jak pisze o tym etapie życia jego biograf i wielki przyjaciel, patriarcha Aleksandrii św. Atanazy, szatan rozbudzał w Antonim żal za wygodnym i dostatnim życiem, jakie mógł prowadzić na świecie; następnie ukazywał mu nieroztropność oddawania się pokucie i samotnemu życiu w tak młodym wieku, wreszcie niepokoił sumienie wyrzutami, że pozostawił bez opieki młodą siostrę.

Kiedy jednak Antoni za łaską Bożą przezwyciężył te pokusy, szatan natarł na niego najstraszniejszymi pokusami przeciwnymi cnocie czystości. I tym razem święty mu nie uległ, a doświadczony już wcześniej, jak asceta musi walczyć z piekłem, podwoił modlitwy i umartwienia ciała. Jadł tylko chleb i pił wodę, i to raz dziennie po zachodzie słońca. Kiedy czuł, że słabnie w walce, posiłek spożywał raz na cztery dni. Sypiał po kilka godzin na prostej macie z liści palmowych, a częściej jeszcze na gołej ziemi, nigdy nie zrzucając wierzchniej szaty z surowej wełny owczej, z której wywodzi się włosiennica. W czasie największych ataków piekła wstawał na modlitwę już od północy albo nawet modlił się na stojąco przez całą noc, trwając z rękoma wzniesionymi do nieba i nieraz skarżył się Bogu, że wschodzące słońce przerywa mu adorację.

Im dalej i wyżej szedł Antoni tą drogą, tym silniej nacierały na niego złe duchy, przewidując, jak wielkim będzie świętym i jak wielu ludzi pociągnie swoim przykładem do życia doskonalszego. (Najlepszą wizję artystyczną tego okresu w życiu św. Antoniego dał w malarstwie niderlandzki geniusz artystyczny i mistyk Hieronymus Bosch). Szatan, który nie mógł skusić Antoniego wizjami rozkoszy cielesnych, postanowił wystraszyć go prymitywnym biciem. Te doświadczenia mistyczne, chociaż bolesne, przeżyli po św. Antonim liczni święci, choćby Bernadetta Soubirous czy Faustyna Kowalska. Pewnego razu diabły w wielkiej liczbie, napadłszy na sługę Bożego, tak go zbiły, że następnego dnia pewien pobożny człowiek, który czasem przynosił mu trochę chleba, zastał go na wpół żywego. Kiedy dzięki jego staraniom Antoni przyszedł do siebie, uradował się, że cierpieniami mógł dowieść wierności Bogu. Kiedy wieczorem poczuł znowu obecność złych duchów, zakrzyknął: „Nie wypędzicie mnie stąd. Oto znowu jestem gotów do walki. Wiedzcie, że nic mnie nie oddzieli od Jezusa Chrystusa”. Kiedy wyrzekł te słowa, zleciała się do niego ogromna liczba złych duchów. Tak wstrząsały murami grobowca, w którym mieszkał Antoni, że zdawało mu się, iż gruzy go przywalą. Potem szatan, wykorzystując obrazy przerażających postaci demonów zaludniających piekielne czeluści staroegipskich zaświatów, których wyobrażenia zdobiły ściany tej budowli, ruszył do ataku na anachoretę pod postacią dzikich zwierząt, jadowitych żmij i innych poczwar piekielnych. Święty i tym razem się nie przestraszył; przeżegnawszy się, szydził z tego szatańskiego zgiełku: „Tchórzami jesteście, gdy was aż tylu przeciw jednemu do walki przybywa; jesteście bezsilni, kiedy tylko hałasować możecie”. Po tych słowach na Antoniego zstąpiła światłość z nieba i duszę jego napełniła niewymowna pociecha. Poznając, iż to sam Jezus przybywał mu na pomoc, zawołał: „Gdzieżeś ty był, Zbawco mój, gdy mnie tylu nieprzyjaciół napadało?” „Antoni – odpowiedział mu głos niebieski – byłem w tobie i wspierałem cię: a żeś mężnie walczył, więc cię zawsze wspierać będę”.

Zerwanie ze światem

Antoni postanowił całkowicie oderwać się od świata i oddać się jeszcze surowszej ascezie. Miał wtedy 35 lat. Przeprawił się na wschodni brzeg Nilu i na zawsze pożegnał urodzajną dolinę, udając się na jałową i skalistą wschodnią pustynię, z której miał wkrótce uczynić kwitnącą bujnie do dziś na całym świecie łąkę duchową.

Antoni udał się na wysoką górę położoną daleko na pustyni. Obrał sobie mieszkanie w gruzach starej fortecy przy jednej z dróg prowadzących karawany nad brzegi Morza Czerwonego. Przynoszono mu chleb jedynie dwa razy na rok, poza tym nie widywał się z nikim. Wprawdzie nie odmawiał nikomu rady i zbawiennych nauk, gdy kto po to do niego przychodził, a było takich ludzi coraz więcej, ale z przychodzącymi rozmawiał spoza zamkniętych drzwi. W tym czasie uzdrawiał modlitwą wielu chorych.

W fortecy przebywał 20 lat, aż ulegając prośbom wielu osób pragnących żyć pod jego kierownictwem duchowym, a szczególnie powodowany natchnieniem Ducha Świętego, który miał go użyć do przewodzenia wielkiej liczbie dusz przez ustanowienie zasad życia zakonnego, wyszedł z samotni. Kiedy otworzył bramę, wszyscy byli zdziwieni jego czerstwym wyglądem mimo tak długiego czasu surowej ascezy. Wkrótce jego świętość stała się sławna na świecie, tym bardziej że Antoniego cechowała ujmująca słodycz i swoboda w obcowaniu z ludźmi. Z Afryki, z Hiszpanii, Galii, Italii, z najodleglejszych krain przybywali ludzie, aby pod jego kierunkiem duchowym wieść ascetyczne życie na pustyniach Egiptu.

Kwitnąca pustynia

Pierwsze eremy rozproszone wśród piasków pustyni wkrótce rozrosły się w prawdziwe miasta mnisze, a zamieszkujący je anachoreci głosili Ewangelię modlitwą, ascezą i pracą, czytaniem i pisaniem ksiąg świętych, poddani we wszystkim Ojcom Pustyni, którzy najpełniej rozumieli nauki świętego patriarchy Antoniego i z jego polecenia troszczyli się o powierzonych sobie braci. Wkrótce mnisi zajęli nie tylko grobowce możnych Egipcjan, ale nawet zapełnili wielkie kompleksy grobów królewskich w Tebach i pustoszejące sanktuaria bożków.

„Starożytni Egipcjanie – pisze ojciec Hanna Szanuda z Koptyjskiego Uniwersytetu Teologicznego w Kairze – ani przez chwilę nie przypuszczali, że żłobiąc grobowce w skalnych masywach Górnego Egiptu, przygotują cele chrześcijańskim zakonnikom”.

Jak w Dolinie Nilu uprawiano ziemię, tak na pustyniach kultywowano cnoty ewangeliczne i to w stopniu jak najbardziej heroicznym. Bezwodne pustynie pełne żmij, skorpionów i szakali stały się największą areną, gdzie atleci Chrystusa toczyli nieustanną walkę z grzechami pod kierunkiem mistrzów duchowości i modlitwy. Tysiące eremów w okolicach Memfis, Arsinoe, Afrodyzjas i w Tebach zaludniali mnisi.

Lot na pustynię

Antoni był duszą tych wszystkich zgromadzeń. Odwiedzał je kolejno i naukami, a najbardziej przykładem prowadził do doskonałości ewangelicznej. Rufin z Akwilei, jeden z najbardziej wiarygodnych ówczesnych historyków, który osobiście odwiedził niektóre wspólnoty antoniańskie, pisze, że już za życia świętego liczba anachoretów pozostających pod jego kierownictwem duchowym dochodziła do 10 000, a nowe wspólnoty powstawały nieustannie.

W tym czasie w całym Cesarstwie Rzymskim na rozkaz cesarza Dioklecjana wybuchło prześladowanie chrześcijan. Mnóstwo wiernych poniosło męczeńską śmierć w stołecznej Aleksandrii i innych miastach i wsiach Egiptu. Mnisi, żyjąc poza granicami świata, byli wolni od prześladowań. Jednak na wieść o nich Antoni udał się do Aleksandrii. Nawiedzał tam wiernych trzymanych w więzieniu, przybywał ze słowami pociechy i otuchy do kopalń, gdzie ich zamykano, towarzyszył im, gdy byli wleczeni przed sędziów po wsiach. Nie odstępował ich nawet, kiedy byli prowadzeni na mękę i śmierć, utwierdzając ich wiarę w męstwie. Za jego przykładem poszło wielu anachoretów, co wywołało okrutną reakcję cesarza. Wydał on wyrok skazujący na śmierć każdego mnicha, który by został złapany w Aleksandrii. Wszyscy więc się skryli i tylko Antoni pozostał w mieście, a nawet sam stanął przed sędzią, oświadczając, że gotów jest umrzeć za Chrystusa. Bóg jednak sprawił, że sędzia odprawił go. Święty, nie czując dłużej natchnienia, aby wystawiać się na niebezpieczeństwo, wrócił do swej pustynnej wspólnoty.

Jezuita z Zurichu ks. dr Robert Hotz, znawca problemów Kościołów wschodnich, twierdzi, że ciągle jeszcze nie wiemy, jakie przyczyny spowodowały tak dynamiczny rozwój klasztorów w Egipcie poetycko zwany „lotem na pustynię”. Okrutne prześladowania chrześcijan mogły być jednym z powodów skłaniających Egipcjan do ucieczki w odosobnienie, przypuszczenia te jednak upadają, kiedy stwierdzimy, iż po zaprzestaniu prześladowań i zapewnieniu chrześcijanom przez edykt mediolański w 313 roku wolności religii i kultu znaczenie klasztorów bynajmniej nie zmalało. Przeciwnie, ruch powołań zakonnych stał się niemal masowy i w końcu IV wieku można było już naliczyć w kraju przeszło 20 000 pustelni.

W jaki sposób dochodziło do wyboru miejsca pod budowę pustelni, dowiadujemy się z lektury wielu tekstów zawartych w zbiorze zwanym Apoftegmaty Ojców Pustyni: „Pewnego dnia opat Antoni odwiedził opata Amuna w pustelni na górze Nitria. Dzięki twym modlitwom, powiedział Antoni Amunowi, nasi bracia stali się tak liczni, że niektórzy z nich pragną zbudować nowe cele w pewnym oddaleniu, aby mieć większy spokój”. Dalej tekst mówi o tym, że Amun zaprosił gościa na poranny posiłek, po czym obaj udali się na pustynię w poszukiwaniu miejsca na nowe pustelnie. Tak wędrowali do zachodu słońca. Po zachodzie zatrzymali się, odmówili modlitwę, a w miejscu, gdzie ustawili krzyż, powstały Kellia, co w języku greckim znaczy cele mnichów. Stało się to około roku 335. Na tym miejscu do końca VIII wieku ćwiczyły się w cnotach chrześcijańskich rzesze mnichów mieszkające w przeszło 1500 eremach! Nie ma co do tego wątpliwości, gdyż do dziś istnieją archeologiczne dowody istnienia połowy tych eremów. Piszący te słowa przez sześć kampanii wykopaliskowych pracował nad dokumentacją także tych, które już uległy zagładzie. Miejsce to jest zaiste święte i do dziś tchnie wśród ruin Duch Boży, którego tu szukały i znajdywały pokolenia anachoretów, w większości ludzi świeckich.

Żywot anielski

Po powrocie Antoni zapragnął większej samotności, idąc za głosem Boga. Opuścił więc braci i znowu zagłębił się w rozpaloną otchłań skalistej Pustyni Wschodniej. Po trzech dniach drogi stanął u celu swej ziemskiej pielgrzymki u stóp dzikiej góry zwanej Kolzim, którą później nazwano Górą św. Antoniego. U jej podnóża płynął strumyk wody wypływającej ze skały, obok rosła piękna palma daktylowa. Była tam też grota, gdzie anachoreta mógł się bezpiecznie chronić. Zaopatrzony przez braci w ziarno pszenicy wysiał je w cieniu palmy, a z przyniesionych pestek owoców miał wkrótce niewielki ogródek owocowy. Narzędzi dostarczyła mu sama palma, gdyż zarówno rydel, jak i grabie wykonał z łodyg i nasad jej liści. Żył tak w całkowitej samotności przez kilka lat, w dzień modląc się i pracując, a w nocy po krótkiej chwili snu razem z nieskończonymi chórami gwiazd wychwalając majestat Boga, Przedwiecznego Stwórcy.

Raz tylko widział człowieka, kiedy kierowany głosem Boga udał się na krótkie spotkanie ze św. Pawłem, pierwszym pustelnikiem, żyjącym po drugiej stronie góry Kolzim. Po krótkim, chociaż niezwykle intensywnym duchowo spotkaniu i pochowaniu patriarchy jasnogórskich ojców paulinów Antoni wrócił na swoje umiłowane pustkowie. Żył tam kilka lat.

Jednak jego uczniowie z woli Bożej odkryli miejsce jego pobytu i na nowo zaczęli się gromadzić wokół niego. Antoni nawiedzał ich, mieszkał już jednak zawsze w swojej pustelni, w grocie u stóp góry Kolzim.

Ostatnie zmagania z szatanem

Cesarz Konstantyn Wielki i jego synowie mieli Antoniego w szczególnym poważaniu i pisywali do niego, prosząc o radę w sprawach sumienia, polecając się modlitwom. Antoni, widząc jednak, że cesarz Konstantyn zaczął ulegać wpływowi Ariusza, który odmawiał Chrystusowi natury boskiej, uważając Jezusa za najdoskonalsze stworzenie, napisał list, w którym upominał cesarza i uświadamiał mu błędy nauki herezjarchy pochodzącego z libijskiej Cyrenajki.

Antoni miał już 104 lata, gdy po ustaniu prześladowania chrześcijan doszła go wiadomość, że arianie, aby przeciągnąć na swoją stronę resztkę katolików, u których Antoni był w wielkiej czci, rozpuszczali fałszywą wieść, jakoby i on podzielał ich naukę. Na żądanie patriarchy aleksandryjskiego św. Atanazego i innych biskupów pośpieszył pieszo do Aleksandrii, choć był już w tak podeszłym wieku. W stolicy Egiptu publicznie zadał kłam oszczerstwom. Kiedy pojawił się w Aleksandrii, przyjęto go z oznakami największej czci i wszyscy pragnęli go widzieć. Nawet poganie starali się zbliżyć do niego, mówiąc: „Pragniemy widzieć tego męża Bożego”. Wielu też nawrócił. Najsłynniejsi filozofowie także chcieli poznać człowieka, który przeszło 80 lat przepędził na pustyni. Podziwiali uprzejmość i mądrość, z jaką odpowiadał na ich pytania. Sam wielkorządca Aleksandrii chciał go zatrzymać dłużej, lecz Antoni uchylił się, mówiąc: „Jak ryba bez wody, tak mnich nie może żyć bez ciszy klasztornej”.

Pożegnanie ze światem

Pewnego dnia, gdy był już bardzo stary, uczniowie ujrzeli go gorzko płaczącego; spytany o przyczynę łez Antoni odpowiedział: „Przyjdzie czas, gdy zakonnicy pobudują sobie wytworne mieszkania po miastach, wprowadzą wykwintne potrawy na swoje stoły i tylko suknią zewnętrzną różnić się będą od ludzi świeckich i światowych”. Dodał jednak na koniec z weselszą twarzą, że „nawet wtedy znajdą się tacy, którzy dochowają ducha swego powołania i tych wielka czeka nagroda!”

Przewidując nadchodzący koniec ziemskiej wędrówki, Antoni nawiedził jeszcze wszystkie założone przez siebie pustelnie, oznajmił braciom swoją bliską śmierć, zachęcał ich do wytrwałości w życiu zakonnym, polecał szczególnie miłość wzajemną. Po powrocie zamknął się w swojej grocie u stóp góry i już nikogo nie dopuszczał do siebie oprócz dwóch braci, Makarego i Amathasa, którzy posługiwali mu od piętnastu lat. Ostatniego dnia ziemskiej pielgrzymki przywołał ich, a przekazawszy ostatnie upomnienia, pobłogosławił i uściskał najczulej, mówiąc: „Zostańcie z Bogiem, dzieci moje kochane, wasz Antoni już odchodzi”. Wyrzekłszy te słowa, położył się na ziemi, wzniósł oczy do nieba i oddał ducha. Miał wtedy lat 105 (lub jak mówią inne źródła106), był jednak tak zdrowy, że jak piszą koptyjscy hagiografowie w jego Żywocie, „doczekawszy tego podeszłego wieku, żadnego zęba nie stracił, wzrok dochował doskonały i siły do ostatniej chwili go nie opuszczały”.

Ojciec wszystkich mnichów zasnął w Panu 17 stycznia 356 lub 357 roku.

Pamiątki

Grób św. Antoniego Pustelnika, podobnie jak grób św. Pawła, pozostaje nieznany, chociaż koptyjski klasztor u stóp góry Kolzim istnieje do dziś. Grota św. Antoniego jest otaczana wielką czcią przez Koptów, a źródło, którego woda utrzymywała przy życiu św. Antoniego Opata, bije nadal, pomimo że minęło już od tamtych czasów siedemnaście wieków.

Do dziś w Egipcie istnieje również wiele klasztorów o rodowodzie antoniańskim, z których najsłynniejsze są te ze Sketis, założone przez ucznia św. Antoniego, św. Makarego Wielkiego. Znajdują się one w dzisiejszym Wadi n’Natrun, w połowie drogi między Kairem a Aleksandrią, gdy jedzie się drogą pustynną.

Kończąc te słowa, chciałbym zachęcić Czytelników „Miejsc Świętych” do wspólnego odbycia pielgrzymki śladami „Egiptu biblijnego i chrześcijańskiego”. Na tej trasie odwiedzimy oba klasztory na Pustyni Wschodniej, św. Pawła pierwszego pustelnika i św. Antoniego Opata, oraz najważniejsze jego fundacje, które powstały na Pustyni Libijskiej.