sanktuaria w Polsce
O sanktuarium Bolesnej Królowej Polski w Kałkowie-Godowie czytałem przed laty w Królowej Apostołów. O kałkowskiej Golgocie napisał znakomitą książkę ks. Jan Pałyga SAC; on również jest autorem broszury o narodzinach tego sanktuarium, której fragment przytoczę na wstępie mojej relaqi ze spotkania z „miasteczkiem Matki Bożej" i jego twórcą.
Kiedy rodziła się idea szczególnej czci Matki Bożej na Ziemi Świętokrzyskiej to ani jej nosiciel, ksiądz Czesław Wala, ani mieszkańcy Kalkowa, Godowa i okolicznych wiosek nie przewidywali, że przybierze ona takie rozmiary i taki kształt. Przecież ani w Kałkowie, ani w Godowie nie było wówczas nawet zwykłej kapliczki, nie mówiąc już o kościele. Nie było jeszcze kawałka ziemi, na którym można by było postawić chociaż niewielką świątynię. A w okolicy były duże, ładne kościoły i bez większego trudu można by było tam oddawać cześć Matce Bożej. Stało się jednak inaczej(...).
Może Bóg chciał jakoś wynagrodzić mieszkającym tu ludziom ich odcięcie od świata przez duże odległości do kościołów. I powiedział Bóg do siebie: skoro im trudno przyjść do Mnie z powodu odległości i złych dróg, to Ja przyjdę do nich. I przyszedł. Najpierw w osobie chorowitego wikariusza z Krynek. A później, kiedy tutejsi mieszkańcy zaczęli szerzej otwierać swoje serca dla Niego, przyszedł Sam i zamieszkał w Najświętszym Sakramencie, w ubogiej kaplicy, a później w kościele, który Mu wybudowali. Może chciał, by Jego Matka odbierała tu cześć, a ludzie mogli do Niej przychodzić ze swoimi bolączkami i troskami^..). A może po prostu chciał Bóg pokazać ludziom, że „drogi Boże nie są jako drogi ludzkie". Gdyż wszystko to, co stało się w Kałkowie - nawet na zdrowy rozum - nie jest w pełni zrozumiałe. W szczerym polu, w biednym rejonie kraju, bez żadnych wyraźnych znaków Bożych, takich jak cuda czy objawienia, które elektryzują ludzi i ściągają tłumy wiernych - powstało sanktuarium, do którego przybywają pielgrzymki z całego kraju, a nawet z zagranicy.
Kapłan, społecznik, patriota
- Czy sanktuarium ma już taką formę architektoniczną i formułę duszpasterską, jakie Ksiądz zamierzył? - pytam ks. Czesława Walę, kustosza sanktuarium.
- Nie. Obiekty sanktuarium stale się rozrastają i powstają nowe. A jeśli idzie o nasze duszpasterstwo, to wszystkie jego sprawdzone formy także ciągle ubogacamy nowymi. Na przykład od jakiegoś czasu w każdą sobotę uczestniczę z parafianami i pielgrzymami w procesjach pokutnych na Golgotę, gdzie modlimy się w oratoriach tam urządzonych. A modlitwa odkrywa często nowe potrzeby duchowe i materialne. Zrodziła się ostatnio idea zbudowania wioski dla dzieci niepełnosprawnych. Już jej pierwsze budynki zostały poświęcone 22 września ubiegłego roku przez kard. Józefa Glempa Prymasa Polski. Teraz trwają prace kosmetyczne i od czerwca w progi naszych obiektów na terenie sanktuarium przyjmować będziemy dzieci i młodzież. Nasi podopieczni będą mogli tu zdobywać wiedzę i przygotowywać się do różnych zawodów.
Najmłodsi, najsłabsi, bezbronni muszą być pod szczególną opieką. Od lat prowadzimy tu m.in. duchową adopcję dzieci poczętych. Im też poświęcona jest specjalna kaplica.
W Rudniku nad Sanem koło Stalowej Woli, w miejscu mojego urodzenia, wybudowałem z Bożą pomocą w ciągu 3 lat dom dla samotnych matek z dziećmi. Dziś te najbardziej opuszczone istoty, „upychane" w sierocińcach, pozbawione są często ciepła rodzinnego, matczynej czułości... Owszem, wiele już się robi w Polsce, aby dzieci miały opiekę. Ale często są to działania okazjonalne - od akcji do akcji. Moim pragnieniem było stworzenie sierocińca, w którym nie trzeba będzie odrywać dzieci od rodziców, zwłaszcza od matek. Ten sierociniec to kropla w morzu potrzeb, ale może za moją inicjatywą pójdą inni...
- Jest Ksiądz od 30 lat duszpasterzem głuchoniemych...
-I dla nich także chciałbym więcej dobrego zrobić. Widzę problem opuszczonych przez dzieci głuchoniemych rodziców. Im również należy stworzyć atmosferę ciepła, aby godnie mogli przeżywać swoją starość. Myślę, że Rudnik, sąsiedztwo sierocińca, jest dla nich odpowiednim miejscem.
Nie ukrywam, że niebawem chcę wybudować – przy pomocy życzliwych ludzi – jeszcze jeden dom dla osób starych, pozbawionych dachu nad głową. Spotykam ich często, pukają do moich drzwi. Serce pęka...
Znajduję zrozumienie u władz samorządowych Kielc, Ostrowca, Stalowej Woli, Radomia; obiecują, że dostarczą materiały budowlane; ten dom stanie więc także na terenie naszego sanktuarium.
- Ta społecznikowska pasja Księdza ma gdzieś swój początek...
- Od dziecka byłem wychowywany przez rodziców w atmosferze służenia innym. Matka stale wspierała np. dzieci wypasające gęsi i krowy na łąkach nieopodal Rudnika. Zapraszała je na obiady, opatrywała ich stopy poranione na rżyskach do krwi. W wieku młodzieńczym zaś sam długo zastanawiałem się, jak mógłbym służyć ludziom... Postanowiłem po ukończeniu gimnazjum wstąpić do seminarium duchownego w Sandomierzu. W czasie studiów zmarły mi matka i siostra. Cierpienie związane z tymi wydarzeniami jeszcze bardziej uwrażliwiło mnie na ludzkie biedy. Organizowałem pomoc dla uboższych kleryków, wspomagałem ich w chorobach, chwilowych załamaniach. Sam zresztą chorowałem ciężko na płuca. Na szczęście serdeczną opiekę roztoczyły nade mną siostry służki, a koledzy pomogli w przygotowaniu się do egzaminów przed święceniami, choć przełożeni mieli wątpliwości, czy można mnie do tych święceń dopuścić. Wreszcie zostałem wyświęcony na kapłana w 1964 r. przez bp. Piotra Gołębiowskiego i skierowany najpierw do parafii Sławno koło Opoczna, a następnie w 1967 r. do parafii Krynki. W tym czasie nauczyłem się języka migowego, aby podjąć pracę duszpasterską wśród głuchoniemych. Jeździłem wszędzie, gdzie były większe ich skupiska - spowiadałem, udzielałem sakramentów świętych.
Do Krynek należało 13 wsi, m.in. Kałków. Zorientowałem się, że dzieci stąd nie chodzą do kościoła. Zacząłem więc przychodzić do nich. Początkowo nieufne - z czasem otworzyły się... W końcu postanowiłem w starej szopie urządzić punkt katechetyczny. Ludzie dziwili się, ale i doceniali moją pracę. Dzieci wreszcie mogły uczestniczyć w systematycznej katechezie. Ale gdy wracałem z Kalkowa do Krynek - padałem bez sił...
Wreszcie w maju 1971 r. podczas wizytacji bp. Piotra Gołębiowskiego mieszkańcy okolicznych wiosek poprosili swego Pasterza o zezwolenie na budowę świątyni. Zezwolenie otrzymaliśmy.
- Jest Ksiądz twórcą dzieła, które słynie już na cały kraj i poza jego granicami. Mówią o Księdzu: wielki kapłan, społecznik i patriota. Skąd to umiłowanie Ojczyzny widoczne na każdym kroku w Kałkowie?
- Patriotyzm wyniosłem z domu i ze szkoły. Jeszcze przed wojną przy domowym stole skupiała się inteligencja naszego miasteczka. Często przez uchylone drzwi słyszałem, jak rodzice rozmawiali o ważnych sprawach dotyczących naszego kraju. Potem przyszła wojna. Mama spotykała się z działaczami AK, z Orlętami Lwowskimi, więzionymi we Wronkach nad Wartą... Wiele zawdzięczam spotkaniom z wybitnymi kapłanami, m.in. z Władysławm Krawczykiem, rektorem sandomierskiego seminarium i Ignacym Ziębickim, ojcem duchownym tegoż seminarium, z Janem Zieją, Bronisławem Bozowskim, Janem Twardowskim, a w ostatnich latach ze śp. ks. Kazimierzem Jancarzem z Mistrzejowic, który współpracował z ks. Jerzym Popiełuszką. Ja osobiście nigdy się z nim nie spotkałem, ale wiedziałem wszystko o jego pracy duszpasterskiej na warszawskim Żoliborzu. Ten kapłan imponował mi swoją patriotyczną postawą. Jest męczennikiem naszych czasów. Często udaję się do oratorium jemu poświęconemu na kałkowskiej Golgocie i jego o orędownictwo w wielu sprawach proszę. Niebawem przybędzie do Kałkowa wystawa fotograficzna o Księdzu Jerzym, obejmująca jego życie od czasów formacji kapłańskiej do śmierci. Ekspozycję chcemy zainstalować albo w Domu Pielgrzyma Jana Pawia II, albo w dolnym kościele naszego sanktuarium.
Wystawa o ks. Jerzym Popiełuszce
Pomysłodawcą, współautorem i organizatorem wystawy z 1985 r. jest Tadeusz Karolak, wówczas zastępca redaktora naczelnego "Przeglądu Katolickiego", obecnie dyrektor prasowy Poczty Polskiej. - Otwierając wystawę w imieniny Księdza Jerzego w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu - wspomina Tadeusz Karolak - sądziliśmy, że będzie skupiała zwiedzających w jakimś określonym czasie i w końcu im spowszednieje. Poszedłem więc po kilku tygodniach do ówczesnego proboszcza żoliborskiego sanktuarium, śp. ks. Teofila Boguckiego, aby zapytać, czy nie pora ekspozycję zwinąć. - „Zostawmy ją jeszcze w spokoju na dwa miesiące" - powiedział. Od tej pory minęło trzynaście lat i wystawę wciąż chcą oglądać nie tylko pielgrzymi nawiedzający grób Księdza Jerzego. Replika wystawy przewędrowała potajemnie dziesiątki miast w Polsce. Ostatnio, w lutym tego roku, była w jednej z parafii Tczewa.
Warto przypomnieć, że tę ekspozycję gościły też miasta poza granicami Polski; towarzyszyła np. odsłonięciu pomnika ks. Jerzego Popiełuszki w Paryżu w 1995 r. Oglądali ją m.in. mieszkańcy Budapesztu... Pamiętam dość osobliwą sytuację związaną z przewozem wystawy samolotem za granicę. Otóż, składa się ona z wielu tablic, na których przymocowane są fotosy. Nie mogliśmy ich oddać do kabiny bagażowej ani też wziąć ze sobą jako bagaż podręczny. Myślałem, że już trzeba będzie zrezygnować z lotu. Tymczasem z nieoczekiwaną pomocą przyszły stewardesy i kapitan samolotu. Zorientowawszy się, o kim jest wystawa, zaopiekowali się nią osobiście. W ogóle czuwa nad nią Opatrzność. Kilkakrotnie „nieznani sprawcy" usiłowali ją zniszczyć: zrywali fotografie, zamalowywali je farbami w aerozolu itp. Nigdy jednak nie została zdewastowana do końca. Co więcej, w przemieszczaniu się z wystawą z miasta do miasta stale przeszkadzała milicja. Ale unikaliśmy z nią spotkań, posiłkując się samochodami pocztowymi, których nie sprawdzano... Teraz „Historia życia Księdza Jerzego" - pozostanie w godnym miejscu: w sanktuarium, w którym ks. Jerzy Popiełuszko ma już „swoje" oratorium.
Siostry służki
- Jestem najstarsza w naszej kałkowskiej wspólnocie sióstr służek, zgromadzenia bezhabitowego, założonego przez bł. Honorata Koźmińskiego - mówi s. Teodora. - I jestem szczęśliwa, że mogę służyć Panu Bogu właśnie tu. Zresztą każda z nas czuje się uprzywilejowana, że może pracować w tym miasteczku Matki Bożej. Dwie z nas obsługują pątników w „Informacji", dwie w kuchni, jedna w Domu Pielgrzyma, jedna jest organistką i jedna przewodniczką po Golgocie. - Siostra to mówi tak jak ksiądz - komplementują siostrę Barbarę, przewodniczkę, pielgrzymi.
- Czasem trzeba tu kogoś pocieszyć, otrzeć Izę, bo z różnymi problemami ludziska przychodzą do Matki Bożej. Czasem też trzeba delikatnie z drogi zawrócić... Bo zdarza się, że przyjeżdżają tak zwani turyści... Kiedyś w niedzielę wypada grupa z autokaru, jedni drugich popędzają: „Szybko, szybko - oglądamy - jedziemy". Pytam, czy byli już na Mszy św. - Nie, nie byli, tylko słuchali w drodze przez radio - powiada przewodniczka. A któraś pobożna niewiasta z grupy mówi, że nie każdy jest tym ukontentowany, bo było bardzo gwarno, niektórzy nie skończyli jeszcze porannej toalety... - Więc zaprosiłam całą grupę - podkreśla s. Teodora - do naszej świątyni na Mszę św. W końcu bez żalu, z radością uczestniczyli w niej wszyscy.
Siostra Teodora chciała zostać zakonnicą od dziecka, ale mama powiedziała jej jako najmłodszej w domu: Pragnęłabym przy tobie głowę położyć... Więc już prawie pogodziła się z tym, że do zakonu nie pójdzie. - Aż któregoś dnia - wspomina - przyjechała do naszej wsi siostra służka na wakacje. I pierwsze kroki skierowała do nas. Zdradziłam przy niej swoje pragnienia... Mama rozpłakała się. Ale w tym czasie nadeszła starsza siostra i powiada: „Nie brońcie jej, mamo, Panu Jezusowi służyć"... Jak mama umierała, każdemu z rodzeństwa dawała jakieś wskazówki, a do mnie rzekła: „Zaraz powiem Panu Jezusowi, że moja córka Mu służy w zakonie"... Więc służę jak umiem najlepiej. Wielkie nabożeństwo mam do bp. Piotra Gołębiowskiego i do kard. Stefana Wyszyńskiego, którego poznałam osobiście (kiedyś wręczałam mu kwiaty imieninowe). Gdy mam jakiś problem, to biegnę do niego na Golgotę z modlitwą i jestem wysłuchiwana. Ks. Jerzy Popiełuszko także jest moim patronem w wielu sprawach. Kiedyś jedna z nauczycielek tak wyjaśniała dzieciom jego męczeńską śmierć: „Został zamordowany, bo był nieposłuszny"... Wtrąciłam się, oczywiście, i powiedziałam dzieciom prawdę.
„Polonia"
Będąc w kałkowskim sanktuarium, warto obejrzeć osobliwe dzieło Antoniego Tańskiego - ogromny olejny obraz (na 12 m szeroki i 3 m wysoki) przedstawiający 364 wybitne postaci Polski. Obraz powstał w 1938 r. Tak ustaliła to Anna Myślińska, historyk sztuki, pracownik Muzeum Narodowego w Kielcach. Ona też przez dwa i pół roku opracowywała obraz pod względem merytorycznym i wydała swoją pracę w miesięczniku kieleckim „Ikar" (nie rozpoznała tylko piętnastu postaci). Nadała dziełu tytuł: „Polonia". W jego centrum znajduje się urocza niewiasta - alegoria Polski. - Zwiedzający chętnie zatrzymują się przed obrazem Tańskiego - mówi ks. mgr Andrzej Wróblewski, przewodnik. - Łatwo odnajdują w tłumie postaci Adama Mickiewicza z „Panem Tadeuszem" w ręku. Trudniej jest zidentyfikować postać stojącego tuż obok przyjaciela poety, liryka ukraińskiego Bohdana Zaleskiego. Oczywiście, są wszyscy wielcy romantycy - Norwid, Krasiński, Słowacki... Jest Moniuszko i Chopin...
***
Przypomnijmy, że pierwsze nabożeństwo w Kałkowie-Godowie zostało odprawione w 1971 r. w prowizorycznej - przerobionej z budynku gospodarczego - kaplicy. Jedenaście lat później ks. Czesław Wala po spotkaniu z ks. Eugeniuszem Machulskim, kustoszem sanktuarium w Licheniu - postanowił u stóp Świętego Krzyża wybudować kościół ku czci Bolesnej Królowej Polski.
W wigilię Zielonych Świąt 1983 r. z sanktuarium licheńskiego została sprowadzona kopia obrazu Matki Bożej Licheńskiej do Kałkowa-Godowa. Już za rok na Zesłanie Ducha Świętego obraz został umieszczony w dolnej świątyni, która została wzniesiona w ciągu 153 dni. W 1988 r. górny kościół - wotum dziękczynne za ocalenie narodu polskiego od ateizmu - został uroczyście poświęcony przez bp. Mariana K. Zimałka. Odtąd bp Edward Materski, ordynariusz sandomiersko-radomski co roku organizował tu m.in. ogólnopolski kurs katechetyczny. Przez cały rok w każdą sobotę odbywają się czuwania modlitewno-pokutne w intencji moralnego odrodzenia narodu, a w soboty Wielkiego Postu przedstawiane są misteria Męki Pańskiej. Na terenie sanktuarium rozciągają się stacje Drogi Krzyżowej aż po monumentalną „Golgotę Narodu Polskiego" z oratoriami: bp. Czesława Kaczmarka, Stefana kard. Wyszyńskiego, bp. Piotra Gołębiowskiego, abp. Szczęsnego Felińskiego, ks. Antoniego Rewery, ks. Jerzego Popiełuszki, ks. Kazimierza Jancarza, Edmunda Bojanowskiego, św. Maksymiliana, głuchoniemych, matki Kolumby Białeckiej, wywiadu „Lombard", Powstania Warszawskiego, leśników polskich, pomordowanych oficerów polskich w byłym ZSRR, ks. Bronisława Markiewicza, kopalni „Wujek", kopalni „Szczygłowice", kopalni „Jastrzębie", męczenników unickich, bł. Honorata Koźmińskiego, najmłodszych żołnierzy, ofiar obozów zagłady, objawień w Gietrzwałdzie, „Radomskiego Protestu", bł. Karoliny Kózkówny, inwalidów wojennych, poległych na Wybrzeżu, dzieci polskich, krzyży, powstańców styczniowych, ks. Ignacego Kłopotowskiego, bł. Kingi, św. Brata Alberta, duchownych zamordowanych i represjonowanych.
***
Uroczystości odpustowe w Kałkowie-Godowie odbywają się w Zielone Świątki (w tym roku 31 maja), w dniu 14 sierpnia - św. Maksymiliana oraz w drugą niedzielę września - Matki Bożej Bolesnej.
Adres sanktuarium: Kałków-Godów, 27-124 Pawłów.
Siostry służki pracujące w sanktuarium mają swój dom generalny w Mariówce, 26-400 Przysucha.
Zdjęcia Włodzimierz Swiderski
nasze trasy terminy kraje przeczytaj o naszych trasach